Przetarg na 1800 MHz sprzed 10 lat kompromitacją UKE

Informacja o unieważnieniu przez UKE po 10 latach  przetargu na częstotliwości 1800 MHz wykorzystywane do świadczenia usług LTE  nie odbiła się specjalne szerokim echem w mediach, zainteresowując kilka tytułów branżowych. To symptomatyczne. Opieszałość i niewydajność polskiego systemu prawnego przyjmowana jest u nas jako norma. Nikt też niespecjalnie chyba nie wierzy, że pokrzywdzony błędami prawnymi administracji przedsiębiorca, w tym przypadku T-Mobile, coś może ugrać.

– Masz, jakiś problem: To możemy się spotkać w sądzie – to dość cyniczna, ale i charakterystyczna postawa w polskim biznesie, która często obrazowała (i jeszcze obrazuje) relacje między dużą firmą a mniejszą, a także między administracją a biznesem. To dlatego, że ten mocniejszy partner ma świadomość, że postępowania sądowe w Polsce ciągną się latami i ten mniejszy i słabszy nie będzie miał sił i środków, by prowadzić spór prawny.

To później ma też taki efekt, że Polska jest krajem, gdzie zaufanie społeczne jest bardzo niskie. Bo i jak komuś zaufać, skoro gdy coś pójdzie nie tak, na drodze prawnej szybkie dochodzenie roszczeń będzie w praktyce niemożliwie?

Oczywiście, w przypadku przetargu z 2007 r. na częstotliwości 1800 MHz było trochę inaczej, bo T-Mobile to duży miś, który przez 10 lat nie odpuścił sprawy. Co jednak z tego, że wyroki sądów, w tym NSA, które uznały, że  wykluczając ofertę T-Mobile z konkursu doszło do rażącego naruszenia prawa poprzez formalistyczne podejście komisji przetargowej do wymogu parafowania każdej strony oferty, były miażdżące dla UKE przeprowadzającego 10 lat temu konkurs na częstotliwości?

Trik prawny, po który sięgnął wówczas urząd, wynikał z zapewne z przekonania, że „urząd może więcej” czy też zasady „prawo prawem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”. Bo też nie oszukujmy się, 10 lat temu nie było „klimatu”, by częstotliwości 1800 MHz przyznać któremuś z trójki największych wówczas na rynku operatorów komórkowych (Play dopiero startował). Celem UKE, wówczas całkiem zresztą słusznym, było zwiększeni konkurencyjności na rynku, co mógł zapewnić kolejny gracz. Centernet  i jego właściciel Roman Karkosik (znany wówczas inwestor giełdowy), jedna z dwóch firm, która wygrała przetarg, mówili zresztą wówczas całkiem ładnie o telekomunikacyjnych planach. Szybko się okazało jednak, że sukcesy w spekulacjach na giełdzie, to trochę co innego niż budowanie poważnego biznesu na konkurencyjnym rynku. Ostatecznie więc częstotliwości trafiły do grupy Cyfrowego Polsatu.

„Widziały gały, co brały”, tj. Zygmunt Solorza-Żak miał świadomość, co kupuje,  jakie związane jest z tym ryzyko prawne. Niech więc dziś oddaje częstotliwości – argumentują w T-Mobile. Oczywiście, właściciel Cyfrowego Polsatu dobrze wiedział jak działają sady i system prawny w Polsce, więc ryzyko uznał za minimalne. Mógł też liczyć w tym zakresie na wsparcie administracji, która widząc, że popełniła błąd, postanowiła zmienić  prawo telekomunikacyjne (czyli w tym przypadku zmiana reguł w trakcie gry), wprowadzając zasadę przedawnienia sporów o częstotliwości po 10 latach.

Sprawa przetargu na 1800 MHz jest kompromitująca dla UKE i polskiej administracji. T-Mobile wskazuje na wyrok zgodnie, z którym  przetarg musi być powtórzony w całości, co oznacza, też uchylenie decyzji rezerwacyjnej oraz wycofanie pozwoleń radiowych wydanych na podstawie wadliwie przeprowadzonego przetargu oraz ponowne rozdysponowanie częstotliwości. UKE nie spieszy się jednak, by odbierać częstotliwości grupie Cyfrowego Polsatu, które przez lata sporo zainwestowała w rozwój sieci LTE. A gdy nawet urząd ogłosi nowy przetarg, to czy ktoś postawi na to, że wygra go ktoś inny niż Cyfrowy Polsat?

T-Mobile prowadząc spór przez 10 lat, dowiódł na pewno jednego, że system prawa gospodarczego w Polsce jest do zmiany. To jednak i tak wiedzą wszyscy. Co nie znaczy, że wszyscy są tym zainteresowani, bo niektórzy w mętnej wodzie całkiem nieźle się odnajdują. 

Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.