Do 2020 r. w Polsce powinno nastąpić dostosowanie norm pola elektromagnetycznego (PEM) do tych zalecanych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) – postulują autorzy raportu „Krótka opowieść o społeczeństwie 5.0, czyli jak żyć i funkcjonować w dobie gospodarki 4.0 i sieci 5G” przygotowanego prze KIGEiT i Fundację Digital Poland. Oznacza to, że musiałby być u nas one wyższe niż obecnie w UE i wzrosnąć z obecnych 7 V/m do 61 V/m, podczas gdy w UE wynoszą one 41,3 V/m.
Innym postulatem autorów raportu jest, by do 2022 r. uprościć proces budowlanych dla małych BTS i mikrokomórek, tak by trwał on nie dłużej niż trzy miesiące.
Do kwestii PEM odniósł się Marcin Cichy, przez Urzędu Komunikacji Elektronicznej, który zauważył, że obawy różnych środowisk w związku ze szkodliwością PEM to nie tylko problem Polski, ale coraz częściej obecny jest w innych krajach UE. Stwierdził jednak, że odpowiedzialność na zmianę norm PEM musi wziąć na siebie administracja.
– Kwestia PEM jest dziś największą niewiadomą, jeśli chodzi o rozwój 5G w Polsce. Jako UKE rozdzielimy potrzebne operatorom częstotliwości do połowy przyszłego roku, ale dopóki normy PEM nie zostaną zmieniona to wycena pasma będzie niższa i dlatego też trudno określić dziś, jakie będą wpływy do budżetu z tego tytułu. Niepewność co do norm PEM powstrzymuje też z wejściem na polski rynek firm, które chciałby budować infrastrukturę pasywną potrzeby 5G – mówił Marcin Cichy.
KIGEiT i Fundacja Digital Poland wskazują natomiast na raport firmy doradczej BCG, która stwierdza, że skutkiem dopuszczalnych poziomów PEM będzie niska efektywność wykorzystania widma radiowego. Oznacza to w praktyce, że częstotliwości nabyte na potrzeby wdrożenia sieci 5G, zostaną wykorzystane tylko częściowo i w procesie aukcyjnym będą wyceniane przez operatorów poniżej wartości spotykanych w innych krajach. Takie poziomy powodują też utrudnienia w zarządzaniu i budowie sieci, co przekłada się na mniej optymalne miejsca lokalizacji stacji 5G.