– Marzę, że doczekam czasów, kiedy ludzie zaczną myśleć lokalnie. Nie kupuję chleba w Lidlu, ale u lokalnego piekarza, o którym wiem, że tu mieszka i tu płaci podatki. Sami też jesteśmy firmą stąd. Tutaj płacimy podatki, zatrudniamy ponad 300 osób, które mają rodziny, które tu pracują i tu wydają. Po drugiej stronie jest firma zewnętrzna, która kasę wyprowadza do Francji, centralę ma w Warszawie, a w Pile tylko jednego, czy dwóch handlowców. Ja się nie użalam. Taki jest świat, ale warto pracować nad świadomością. Chcesz zmienić operatora? Zmień go na takiego, który podatki płaci w Polsce. I zyski też tu zostawia – mówi w rozmowie z lokalnym portalem glosonline.pl Zbigniew Ryczek, prezes Asta-Net z Piły działającej na rynku ponad 30 lat.
Asta-Net swą działalność koncentrowała głównie na północy Wielkopolski. Na południu Wielkopolski działa Promax, w środku Inea. I jak przyznaje Zbigniew Ryczek, te linie demarkacyjne powstały w sposób naturalny, niepisany i w czasach kiedy wszyscy ze sobą współpracowali.
– Były też wspólne realizacje, jak Projekt Wielkopolskiej Sieci Szerokopasmowej, do którego Inea zaprosiła nas jako partnera. Po tym jak zmienił się właściciel, zmieniła się też, niestety, filozofia współpracy. I tak zostaliśmy sami na północy Wielkopolski. Kiedy wygraliśmy konkurs na budowę sieci światłowodowej w Koszalinie i na terenie trzech sąsiednich powiatów naturalnym kierunkiem rozwoju okazała się północ. Budowa tej sieci zmieniła naszą pozycję nie tylko na lokalnym, czy regionalnym rynku. W rankingu największych operatorów w Polsce znaleźliśmy się na szóstym, czy siódmym miejscu. Dzięki konsolidacji sił największych operatorów, znalazło się dla nas miejsce w pierwszej dziesiątce. Nie czujemy tej mocarstwowości jeżeli chodzi o cały kraj, ale ten północno-zachodni kawałek tortu bardzo nas interesuje – podkreśla prezes Asta-Net.
Podkreśla, że wyróżnikiem operatora ma być jakość świadczonych usług.
– Nie mam zamiaru pracować do końca życia i jeden dzień dłużej. Ktoś tym musi jednak zarządzać, a ludzie muszą mieć motywację. Przyjęliśmy metodę wewnętrznej prywatyzacji, czyli dyrektorzy i kierownicy jakiegoś profilu firmy zostają udziałowcami – mówi Zbigniew Ryczek.