Operatorzy – przynajmniej niektórzy – deklarują brak obaw o KSC. Sygnały w tej sprawie wysyłają co najmniej do wiosny br. poprzez reprezentujące ich izby branżowe. Ponoć w przygotowaniu jest kolejna ekspertyza prawna, która ma zostać przekazana rządowi.
Oficjalnie jest popyt i podaż na dostępne częstotliwości, jest potrzeba wyrównania konkurencji na rynku (tylko Polkomtel ma dedykowane pasmo dla 5G) i możliwość zainkasowania opłat za częstotliwości. Na co czekamy?
Odium za zwłokę spada na Prezesa UKE, który ustawowo odpowiada za zarządzanie częstotliwościami radiowymi w Polsce. W nieoficjalnych rozmowach urząd weksluje odpowiedzialność na rząd, bo przecież – również ustawowo – regulator „realizuje politykę państwa”. Regulator, co jest tajemnicą poliszynela, do rozpoczęcia aukcji jest technicznie i koncepcyjnie gotowy. Nie podejmie jednak samodzielnej decyzji i czeka na zielone światło z rządu.
Co do rządu, to kuluarowe opinie się różnią. Według jednych, aukcja 5G ginie po prostu w natłoku spraw z jakim mierzy się otoczenie premiera Mateusza Morawieckiego (jak pamiętamy resort cyfryzacji jest obecnie departamentem Kancelarii Premiera). Według innych, aukcja stanowi element targów o projekt #polskie 5G, jaki lansuje państwowy Exatel oraz jego polityczni patroni.
Przypomnijmy, że projekt ten, delikatnie mówiąc, się „nie klei” i Exatel nie może uzyskać od komercyjnych operatorów rzetelnej współpracy, czego potrzebuje przede wszystkim do komercjalizacji planowanej sieci. Rząd zaczął zatem konstytuować projekt #polskie5G ustawowymi zapisami w projekcie KSC, które przynajmniej częściowo godzą w interesy komercyjnych graczy. Nieporozumienia się zaostrzają, a wola współpracy coraz bardziej paruje… Śruba jest zatem dociskana i pojawiają się pomysły, aby nie tylko zakres 700 MHz, ale i część pasma C przeznaczyć na potrzeby rządowe. To zaś oznacza, że opracowany w 2020 r. projekt równego i prostego podziału pasma (aukcja byłaby formalnością) między czterech operatorów się oddala.
Na rynku mówi się, że plany (w sferze niektórych frakcji) rządu przewidują już nie tylko łączność specjalną 5G, już nie tylko stacjonarnego operatora dla administracji publicznej, ale i pełnoskalowego piątego MNO – na przykład dla wszystkich jednostek sektora finansów publicznych. A to już by komercyjnych operatorów mogło naprawdę zaboleć. I do budowy takiej sieci rzeczywiście mógłby się przydać blok w paśmie C, a nie tylko problematyczny zakres 700 MHz.
Tyle że, jak na razie, nie mamy ani spójne koncepcji państwowej sieci 5G, ani przydziału częstotliwości do zwiększenia pojemności istniejących sieci telekomunikacyjnych. I wszystko wskazuje, że co najmniej do września nic się w tej sprawie nie ruszy. To zaś oznacza, że z nowych sieci 5G skorzystamy nie wcześniej, niż IV kwartale 2023 r. Na wybory?
Teraz na dokładkę pojawiły się słuchy, że pasmo C może się okazać potrzebne do zapewnienia standardów komunikacyjnych ramach NATO. Konkretną sprawą ma być uruchamiany w bazie w Redzikowie radar dalekiego rozpoznania (element tarczy antyrakietowej), wykorzystujący właśnie częstotliwości z zakresu pasma C. Wedle pierwotnych, z góry znanych i uwzględnionych w projekcie aukcji, założeń zakłócałby sygnał sieci cywilnych w 33 okolicznych gminach. Tyle, że to dotyczy pracy w okresie pokoju. W stanie podwyższonej gotowości lub konfliktu zbrojnego mogłoby to wyglądać zupełnie inaczej, a zasięg zakłóceń mógłby być większy. I na urządzeniu w Redzikowie nie musi się kończyć. Systemy wojskowe nie muszą co prawda zajmować całego pasma C (mówi się o szerokości do 3 550 MHz), ale zaplanowanie ich potrzeb może usunąć w cień wszelkie inne zastosowania i odwlec przydział dla zastosowań cywilnych.