W biznesie najtrudniej uzasadniać te wydatki, które nie tyle mają podnieść przychód, co nie dopuścić do spadków. Tego się nie da łatwo wyliczyć w excelu. Zaniedbanie inwestycji potrafi jednak przynieść fatalne skutki. Za to za „rozrzutność” bywa od losu nagroda.
W Orange Polska od pewnego czasu jakby wszystko zaczynało się powoli kleić. Na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku, bez względu na potężne przychody i zazwyczaj niezłe zyski, spółka ta długo wydawała się „chorym człowiekiem” rynku. Wszyscy dookoła błyszczeli i śmigali, a Orange – zdawało się – ma głównie kłopoty. Dzisiaj te kłopoty, przynajmniej częściowo, jakby były za nim. Od kilku lat operator znowu wybija rytm muzyki na rynku. W firmie musiało się zmienić bardzo wiele, ale symbolicznie początek pozytywnych zmian kojarzy się głównie z pożegnaniem mrzonek o rozwoju sieci miedzianej i pogodzeniu się z koniecznością inwestycji w światłowody.
Pamiętam, jak na początku tego projektu, czyli już dobre kilka lat temu, miałem okazję rozmawiać z ówczesnym szefem operacji Orange i wyrazić nieśmiałą wątpliwość, czy wobec nowych planów inwestycje w VDSL nie były jednak pomyłką? Piotr Muszyński (pozdrawiam!) kompetentnie i elokwentnie bronił wcześniej podjętych decyzji, wskazując między innymi trendy w cenach sprzętu GPON, oraz na VDSL, jako drogę do FTTx, „bo i tak trzeba podciągać światłowód bliżej klienta”. Przyznam, że i tak miałem wątpliwości, czy Orange nie marnował na VDSL czasu i pieniędzy, ale to Piotr Muszyński miał liczby. Przepływności dostępu nieustająco idą w górę, bez względu na realne potrzeby użytkowników. Platforma xDSL jest skazana na wymarcie i stawiam tezę, że za 10 lat na sieć miedzianą skazane będą tylko najbardziej niefartowne miejscowości i osiedla w kraju.
Strategia Orange nie odstawała wówczas od strategii innych „inkiumbentów” w Europie, ale też nie była zbyt odważna. Tymczasem pięć lat wcześniej w takiej Wielkopolsce już wiedzieli, że przyszłością jest światłowód, i już wtedy na niego postawili. Ja widzę szereg zasadniczych różnic pomiędzy Ineą, a Orange w tym czasie, które inaczej determinowały strategię obu firm. To nie zmienia faktu, że w Poznaniu byli bardziej przewidujący niż w Warszawie, w której koniec końców i tak trzeba było podjąć taką samą decyzję. Tylko już kosztem kilku lat „do tyłu” w udziałach rynkowych. To już tylko historia. Dla Orange „future is bright”. Jaka nauka na dzisiaj i na jutro? Myślę, że niejeden operator mógłby się nad tymi doświadczeniami głęboko zacukać.
Tak samo, jako kilka lat temu zastanawiałem się nad sensem inwestycji Orange w VDSL, tak dzisiaj mogę się zastanawiać nad sensem inwestycji przez UPC Polska w platformę DOCSIS. I znowu za przykład postawię Ineę, znowu pamiętając o różnicy w status quo obu podmiotów. UPC zresztą – czy dobrze, czy źle obstawia platformę technologiczną – inwestuje w nią, czego nie da się powiedzieć – oceniając po ofercie – o Vectrze, czy Multimediach Polska. Rynek gna do przodu i widać, że niektórzy zaczynają na nim odstawać. Kiedy przychodzi refleksja bywa za późno, by uniknąć strat. W Orange też jeszcze 10-12 lat temu uważali, że VDSL z powodzeniem wystarczy – przynajmniej – dla małych miast i suburbiów. Wtedy to może była całkiem racjonalna strategia, tylko że nie przewidzieli rozwoju dostępu mobilnego, inwestycji sieciowych małych operatorów, POPC i pandemii. Tymczasem Inea już budowała GPON…
Każdy prezes wie, że dyrektorzy techniczni kochają CAPEX, a dostawcy technologii mają miliony slajdów, z których wynika, że „kupisz moje graty, albo zginiesz”. Impregnacja na te naciski jest zasadna. Sztuką jest rozpoznać, kiedy slajdy akurat zbiegają się z realiami. Tak też czasem bywa.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.