Z zainteresowaniem przeczytałem, że Niemcy i Francuzi chcą zbudować europejską chmurę obliczeniową, aby uniezależnić się do Amerykanów i Chińczyków. Faktycznie, w obszarze ICT (poza chlubnymi wyjątkami) Europa znaczy coraz mniej na globalnym rynku. To frustruje, to się przekłada na ekonomikę i na bezpieczeństwo publiczne.
No ale czytam sobie o projekcie Gaia-X i dochodzę do listy partycypantów projektu. Gdzie pośród nich dostawcy sprzętu komputerowego i (szeroko pojętych) rozwiązań chmurowych, na których można by oprzeć europejski ekosystem obliczeniowy? Noooo... nie ma ich na tej liście, ponieważ... nie mamy takowych w Europie. Dzisiaj każda chmura, którą zechcemy sobie zbudować będzie oparta na komponentach sprzętowo-informatycznych z Chin i USA. No więc o co chodzi z tą cybersuwerennością?
Żeby serwery stały w Europie? To akurat jest dosyć proste, ale tak się dzieje siłami samego rynku – każdy z dostawców globalnej chmury wchodzi ze swoją infrastrukturą na lokalne rynki. Czy „region” AWS, Azure czy Google Cloud w Polsce oznacza, że Polska jest cybersuwerenna? Poważnie wątpię, ponieważ nie można odseparować „regionów” od głównej platformy.
Najpoważniejsza, jak na razie, inicjatywa lokalnej, cybersuwerennej (?) chmury w Polsce, czyli Operator Chmury Krajowej też nie robi nic innego, jak ściąga do siebie najlepsze globalne rozwiązania. Dzięki temu istnieje szansa, że dane największych krajowych przedsiębiorstw będą choćby przetwarzane na serwerach fizycznie zlokalizowanych w Polsce, ale chyba nikt się nie łudzi, że to oznacza pełną cybersuwerenność i bezpieczeństwo. Producent każdego sprzętu i każdego „softu” może sobie zaszyć w kodzie dowolnego backdoora po czym na ten sprzęt i „soft” nam sprzeda (co nie znaczy, że taki backdoor może wszystko, i że nie można się przed nim bronić).
W zasadzie lokalizowanie serwerów i platform obliczeniowych to jedyne i najlepsze co można obecnie robić, ale – jak wspomniałem – to się dzieje i bez żadnych specjalnych inicjatyw. Czy można zrobić coś więcej? Nie wiem. Jestem sceptyczny, ponieważ górnolotne hasła nie poparte realiami zwykle się kończą fiaskiem. Zazwyczaj kilka sprytnych osób potrafi przekonać niewiele rozumiejących polityków, że „coś można i należy zrobić w interesie narodowym/publicznym”, by ci skierowali do właściwych kieszeni strumień publicznych pieniędzy. Na przykład za wizualizację bryły tzw. polskiego samochodu elektrycznego.
To że kanclerz Merkel i prezydent Macron powiedzą: „stań się cybersuwerenności!” nie znaczy, że nagle Europa zacznie produkować procesory, płyty główne, moduły komunikacyjne, systemy operacyjne, oprogramowanie klastrowe i wirtualizacyjne. A bez tego nie będzie w pełni „cybersuwerennej” europejskiej chmury.
Chińczycy mogą sobie marzyć o wejściu na rynek dóbr luksusowych, aby rosnąca klasa średnia w Chinach mogła kupować rodzime perfumy, wina, koniaki i pasztety, ale tutaj od 200 lat rządzą okopani na swoich pozycjach Francuzi. Jedyne co Chińczycy mogą zrobić, to przejąć koncern LVMH.
I przyznam, że – według mnie – jedyne „rozwiązanie” europejskiej cybersuwerenności jest takie, żeby Bosch kupił Broadcom, SAP kupiło IBM, a France Telecom kupiło VMware. Zgodnie z zasadą, że jak nie możesz kogoś dogonić, to go przejmij. Ale to jest oczywiście mrzonka, bo prędzej kaktus mi na ręku wyrośnie zanim w naszym miłującym swobodę gospodarczą i wolny przepływ środków świecie, na takie transakcje zgodzi się Departament Sprawiedliwości USA.
Według mnie, jedyne co realnie można zrobić, to postawić sobie ambitne, ale rozsądne – bardzo wąsko zakrojone – cele, i konsekwentnie je realizować. Na przykład w przemyśle obronnym, który rządzi się swoimi prawami, albo w przemyśle lotniczym, w którym Europa wciąż coś jeszcze znaczy, albo przemyśle kosmicznym, w którym bawić się może każdy, a w każdym narzędzia informatyczne to podstawa. I liczyć, że intelektualne odpryski od takich projektów okażą się przydatne w bardziej masowych obszarach gospodarki.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.