Z wiarygodnych źródeł znam przypadki lekceważenia obowiązku dorocznego sprawozdania danych o infrastrukturze. Z wiarygodnych źródeł znam przypadki „blokującego” zgłaszania planów inwestycyjnych przed konkursami POPC. Ale z równie wiarygodnych źródeł znam przypadki nieprawidłowego importu prawidłowo zaraportowanych danych przez System Informacyjny o Infrastrukturze Szerokopasmowej. Jak również zdefiniowanie obszaru wsparcia na obszarze, gdzie istnieje i została zgłoszona w ramach konsultacji infrastruktura NGA.
Nie znam skali obu zjawisk i nie potrafię wskazać „winnych”. Wiem, że ani operatorzy, jako środowisko nie przyznają się, że ponoszą winę za luki w SIIS, ani UKE, jako podmiot, nie przyzna się, że od sześciu lat nie potrafi określić efektywnej koncepcji i zbudować sprawnego narzędzia zbierania danych o infrastrukturze. Wyciągnięcie grubej pały i postraszenie operatorów karami świadczy raczej o bezradności i frustracji, niż o zdecydowaniu.
Wiem, że operatorzy mają dużo za uszami, ale zwalanie na nich całej winy stanowi – ogólnie rzecz biorąc – przykład fatalnej praktyki państwa. Częstej i stosowanej w wielu dziedzinach. Otóż, kiedy trzeba coś ważnego zrobić, to się uchwala ustawę, w której beztrosko cały ciężar potrzebnych działań przerzuca się na obywatela i przedsiębiorcę, nawet jeżeli nie ma do tego ochoty, ani w tym żadnego interesu: „No oni przecież zrobią, mają obowiązek...” I dzięki Bogu, jest też winny, jak coś nie gra. Jak w przypadku POPC. Rozumiem złość w CPPC, UKE, Ministerstwie Cyfryzacji, że permanentne luki w danych o sieci już to opóźniają harmonogram konkursów, już to wywracają jego skutki. Warto jednak było o tym pomyśleć zawczasu. Przyjąć do wiadomości, że operatorzy nie są chętnym, ale przymuszonym do raportowania partnerem. Ruszyć zza biurek w teren i weryfikować dane. Wynająć do tego firmy techniczne.
Co z tego, że dzisiaj znajdzie się winnych w postaci operatorów, którzy – małe łobuziaki – nie zgłaszają danych (zresztą: zgłaszają)? To CPPC i Ministerstwo będzie miało problem, jeżeli skieruje interwencję na obszar, gdzie jest sieć NGA. Bo albo nie będzie można podpisać umowy o dofinansowanie, albo trzeba się będzie liczyć z donosem do Brukseli, że pomoc publiczna zaburza rynek. I trzeba będzie zwracać dotację. Czyj to będzie problem? Tylko beneficjentów?
Nie wiem, na ile sytuację da się jeszcze wyklarować i naprawić, ale ogłaszanie świętej wojny przeciw rynkowi może dać skutki odwrotne do zamierzonych. Na wojnie kule latają w dwie strony.