W Polsce tylko nieco więcej niż co czwarty obywatel (27 proc.) sięga po informacje ze stron internetowych organów publicznych – wynika z danych Eurostatu. Stawia to nas zdecydowanie w kocówce krajów unijnych pod tym względem. Dla porównania w Danii odsetek ten wynosi 89 proc., w Finlandii – 84 proc., a w Niderlandach – 81 proc. Można się zastanawiać, czy to efekt ograniczonego zaufania do prezentowych treści w sieci przez urzędy, mizernej zawartości serwisów organów publicznych czy hermetycznego języka w publikowanych przez nie komunikatach.
W sondażu pytano Europejczyków o to, czy w ostatnich 12 miesiącach poprzedzających badanie zdarzyło im się zasięgnąć informacji publikowanych w internecie przez organy administracji publicznej w ich krajach.
Z badania Eurostatu wynika, że w 2020 roku 47 proc. obywateli Unii Europejskiej w wieku 16-74 lata uzyskało informacje ze stron internetowych organów publicznych. Oznacza to wzrost o 14 punktów procentowych w porównaniu z 2008 r., gdy odsetek ten wyniósł 33 proc.
Odsetek osób, które zadeklarowały, że zrobiły to w ciągu roku poprzedzającego dzień badania, był najwyższy wśród osób w wieku 25–34 lata (59 proc.). Nieco rzadziej z informacji publicznych dostępnych online korzystały osoby w wieku 35-44 lata (56 proc.). Grupą najrzadziej poszukującą informacji na witrynach władz byli najstarsi obywatele – z tej formy kontaktów z administracją publiczną korzystało nieco ponad jedna czwarta (26 proc.) Europejczyków w wieku 65-74 lat.
W 2020 r. najpowszechniej z informacji zamieszczanych na stronach organów publicznych korzystali obywatele Danii (89 proc.), Finlandii (85 proc.), Holandii (81 proc.) oraz Szwecji (79 proc.). Na przeciwnym krańcu skali znalazły się takie państwa, jak Rumunia (10 proc.), Włochy (19 proc.) i Bułgaria (19 proc.). Wśród naszych sąsiadów najlepszy wynik pod tym względem zanotowały Łotwa (68 proc.), Estonia (67 proc.) i Niemcy (65 proc.). Również na Litwie, w Czechach i Słowacji odsetek osób korzystających z kanałów komunikacyjnych e-administracji był blisko dwukrotnie wyższy niż w Polsce i wyniósł odpowiednio 54 proc., 53 proc. i 51 proc.