Mądry Polak po szkodzie, czasem nie dlatego, że w porę nie pomyślał, tylko że nie było o czym myśleć. Publiczne środki na budowę sieci telekomunikacyjnych przez wiele lat były w Polsce nieznanym wcześniej, ale łakomym kąskiem. Nic dziwnego, że niektórym poszły na zdrowie, a niektórzy wciąż jeszcze dostają torsji.
Oto pada kolejna regionalna sieć szerokopasmowa. Tym razem białą flagę wywiesza województwo podkarpackie, któremu na zdrowie nie wyszła współpraca z Otwartymi Regionalnymi Sieciami Szerokopasmowymi. Smutnych historii znamy więcej: warmińsko-mazurskie, małopolskie, świętokrzyskie… to tylko najbardziej spektakularne przykłady. Mało która RSS (jeżeli któraś w ogóle) nie boryka się z trudnościami i funkcjonuje tylko dzięki wojewódzkiemu lub prywatnemu sponsoringowi.
15 lat temu, kiedy zaczęły się pierwsze przymiarki do koncepcji RSS-ów było sporo sceptyków, którzy dzisiaj mają święto prawo do „a nie mówiłem?”. Było także sporo zwolenników, którzy wskazywali, że bez zagęszczenia sieci szkieletowej i dystrybucyjnej nie będzie internetu pod strzechami. Powierzenie budowy RSS-ów samorządom dawało nadzieję, iż żaden operator nie zmonopolizuje nowej infrastruktury (pamiętajmy, że to się działo w okresie wojny regulacyjnej, kiedy o otwartych sieciach nikomu się jeszcze nie śniło).
Cynik powie (nie bez racji), że nie chodziło o żadne „za”, ani żadne „przeciw”, ani o żadne „strzechy” tylko o kilka miliardów złotych na budowę i osprzętowanie sieci. To były jedyne w miarę pewne pieniądze z całego tego biznesu i wielu chętnych na nie. Operowanie RSS-ami było już znacznie bardziej ryzykowne i nikt się do tego nie pali(ł).
Trzy lata temu ogólną krytykę biznesowej działalności RSS przedstawił Urząd Komunikacji Elektronicznej we współpracy z Audytelem. Diagnoza była słuszna, ale mało odkrywcza. RSS cierpią z powodu grzechu pierworodnego przeszacowania dynamiki popytu na swoje usługi. Ich byt zależał i zależy od rozwoju sieci dostępowych, które niekoniecznie mają ochotę rosnąć właśnie w zasięgu węzłów dostępowych RSS-ów. Czy można było inaczej?
Dziś możemy sobie dywagować, że sieci szkieletowe, lub chociażby dystrybucyjne należało budować wraz z dostępem. Abstrahując od faktu, że ówczesny program operacyjny czegoś takiego nie przewidywał (szkielet miały budować samorządy, dostęp tylko lokalni operatorzy), to wcale nie ma gwarancji, że akurat ten model okazałby się idealny. Chociażby, czy dałoby się zaplanować dowiązanie lokalnej sieci do szkieletu po uzasadnionych i przewidzianych budżetem projektu kosztach? Gdzie najbliższy węzeł, kto nim operuje i jakie daje warunki na tranzyt IP, czy transmisję?
Specjaliści zawsze albo marudzą, bo taką mają naturę (lub projekt godzi w ich interesy), albo się entuzjazmują, bo są pozytywnie nastawieni (lub czują kasę do wzięcia). Z przeciwstawnych opinii trudno prognozować przyszłość i każdy decydent musi podjąć ryzyko. Tak było w przypadku RSS-ów, tak było w przypadku POIG 8.4 i tak było w przypadku POPC. KPO/FERC mogą korzystać z kilkunastu lat doświadczeń więc są skonstruowane nieco inaczej niż poprzedni program.
Z tymi doświadczeniami to też zresztą różnie bywa. W POIG 8.4 przyjęto wskaźniki rezultatu wyrażające się liczbą podłączonych abonentów, co spowodowało sprzedaż dostępu za 1 zł byleby spełnić warunki umowy o dofinansowanie. W POPC nikt już nie miał takich pomysłów, czego skutkiem jednak są płacze, że wybudowane sieci mają ledwie 20-30 proc. saturacji. Więc znowu wróciły pomysły na rozliczanie z aktywnych klientów w projektach KPO/FERC, ale na szczęście ktoś w porę poszedł po rozum do głowy.
Nic na tym świecie nie chce działać idealnie. Trzeba piętnować błędy i patologie, by dążyć do doskonałości (wedle filozofów nieosiągalnej). Ale całość projektu rozliczać z ogólnego efektu. RSS-y nie są bezużyteczne, ale nikt już pewnie więcej nie powierzy samorządom budowy infrastruktury telekomunikacyjnej. Budowa sieci dostępowych, choć nie bez wpadek i patologii, daje optyczny dostęp setkom tysięcy Polaków, na co inaczej długo by czekali. Tutaj warto było zaryzykować.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.