Rząd chce zobowiązać telekomy do usuwania sprzętu ryzykownych dostawców z infrastruktury sieciowej. Wraz z zaostrzeniem amerykańsko-chińskiego konfliktu wymagania rosną – pisze Puls Biznesu.
„Komu ufamy?” – pytał w połowie lipca premier Mateusz Morawiecki w artykule zamieszczonym w brytyjskim „Daily Telegraph”. Wyjątkowa publikacja dotyczyła kwestii bezpieczeństwa sieci 5G, a jej wymowa była jednoznaczna: Europa, według premiera, powinna stanąć razem z USA – a skoro tak, to przeciw Chinom.
W ocenie gazety w toczącej się od dawna dyskusji o bezpieczeństwie tej sieci i o tym, czy należy wykluczyć chińskie firmy z rynku, polski rząd zajmuje coraz bardziej klarowne stanowisko. I nie chodzi już tylko o 5G.
W drugiej połowie lipca do operatorów telekomunikacyjnych trafił projekt „Wymagań dotyczących bezpieczeństwa i integralności infrastruktury telekomunikacyjnej i usług”. To wymagania, do których będą musieli zastosować się operatorzy startujący w aukcji częstotliwości 5G. W krótkim, liczącym nieco ponad dwie strony dokumencie znalazło się wiele daleko idących zapisów, które w branży wzbudziły kontrowersje. Kluczowa propozycja dotyczy tego, jak telekomy będą musiały reagować na oczekiwania Kolegium ds. cyberbezpieczeństwa. To funkcjonujący od końca 2018 r. organ pod przewodnictwem premiera, w skład którego wchodzą też ministrowie spraw wewnętrznych, cyfryzacji, obrony narodowej, spraw zagranicznych, a także m.in. szef KPRM i koordynator służb specjalnych.
Ryzyko wpisania chińskiego dostawcy na czarną listę może jednak sprawić, że mimo braku formalnych przeszkód telekomy zrezygnują z zakupu jego sprzętu, by nie musieć go usuwać, jeśli Kolegium ds. cyberbezpieczeństwa wyda w pewnym momencie negatywną ocenę. Ten punkt boli oczywiście chińskich dostawców. Działające w Polsce telekomy mogą natomiast obawiać się, że na 5G się nie skończy.
Więcej w: Wysoka cena za bezpieczne 5G (dostęp płatny)