W temacie tzw. neutralność sieci operatorzy wydają się być z góry skazani na porażkę. Przynajmniej w najbliższym czasie.
Wiele wskazuje na to, że nawet w USA, gdzie na tym polu mieli już znaczne sukcesy i zaczęli zawierać pierwsze umowy z takim firmami jak Netfix, w których za priorytetowe traktowanie ruchu generowanego przez użytkowników tych serwisów pobierali dodatkowe opłaty od dostawców treści, będą musieli się z tego wycofać.
Głos w tej sprawie zabrał bowiem sam prezydent USA Barack Obama, który zaapelował do Federalnej Komisji Łączności (FCC), tamtejszego regulatora rynku, aby zapewniła maksymalną neutralność sieci dla wszystkich dostawców treści internetowych.
Regulator rynku miałby w tym względzie wziąć pod lupę działania dostawców internetu, tak jak to czyni się w przypadku każdej innej infrastruktury publicznego użytku.
- Nie możemy pozwolić dostawcom, by ograniczali najlepszy dostęp do internetu tylko dla wybrańców i wskazywali wygranych i przegranych na rynku online idei i usług – podkreślił Obama opowiadając się zdecydowanie po stronie obrońców neutralności sieci.
Amerykańscy operatorzy zapowiedzieli już, że nie zamierzają się uginać i będą walczyć o swe prawa. Nie uśmiecha im się być podanym ostrym regulacjom. AT&T poinformowało, że zamierza zamrozić swoje inwestycje w FTTH dopóki nie będzie jasne, jak FCC podejdzie do problemu.
Nie wydaje się, żeby amerykański prezydent specjalnie się tym przejął, wszak ważniejsze są badania opinii społecznej, w których zwolennicy neutralności sieci maja zdecydowaną przewagę. A Obama, jak każdy polityk lubi pokazywać, że słucha ludzi i jest blisko nich.
W każdym razie wypowiedź Obamy wywołała szeroką debatę w USA na temat neutralności sieci, przy której podejmowane w Polsce dyskusje na ten temat wyglądają na więcje niż skromne. Za Oceanem temat budzi niemal takie emocje, jak u nas samochodowo- samolotowe podróże polityków PiS do Madrytu, Londynu i innych ciekawych miejsc.
Bo rzeczywiście warto rozmawiać, czy neutralność sieci i związana z tym „urawniłowka” nie hamuje rozwoju nowych biznesów. Mark Cuban, amerykański miliarder i właściciel klubu NBA Dallas Mavercis, który dorobił się na biznesie w sieci twierdzi, że to, co w przyszłości obiecuje internet nie są wcale treści, a szybkie aplikacje, które zmienią medycynę, służbę zdrowia, transport, itd. A do tego są potrzebne szybki, gwarantowany transfer. Czy w rzeczywistości to, co się wiąże dziś z neutralności sieci nie przypomina salonu samochodowego, który ma w ofercie tylko jeden model auta w jednym kolorze? Może trzeba się pogodzić z tym, że ktoś może chcieć kupić coś innego, lepszego i gotów jest za to zapłacić więcej. A że nie wszystkich na to stać?
Ktoś zwrócił uwagę, że nawet w przypadku energii elektrycznej (np. w Kalifornii) jest tak, że niektórzy klienci godzą się by w godzinach energetycznego szczytu automatycznie odłączały im się urządzenia do klimatyzacji. Akceptują pewną niedogodność, ale w zamian za oszczędności. Dlaczego więc internet miałby być regulowany bardziej restykcyjnie?