Ogłoszenie rezygnacji z funkcji prezesa Netii przez Adama Sawickiego, którą to funkcję objął zaledwie kilka miesięcy wcześniej, było dla wielu osób z pewnością sporym zaskoczeniem. Raczej nie jest to dobra wiadomość dla spółki, ani też nie przynosi chluby jemu samemu jako menadżerowi. Niezależnie od tego, czy odchodzi z powodu braku porozumienia z głównymi akcjonariuszami spółki, czy dlatego, że dostał ciekawszą i bardziej lukratywną ofertę pracy.
Przychodząc do Netii, Sawicki miał szybko i zdecydowanie przekierować spółkę na nowe tory i podjąć nowe wyzwania. Być może miał po prostu za zadanie uporządkować stajnię Augiasza i podjął się roli "czyściciela", który po wykonaniu mało przyjemnej roboty (zwolnienia, oszczędności) po prostu odchodzi.
Nie dziwi w kontekście jego wcześniejszych zawodowych doświadczeń, że postawił na segment biznesowy i pewnie pod tym kątem był wybierany na prezesa przez głównych właścicieli spółki. Dziwić jednak może, gdy w wywiadzie dla Parkietu mówi, że spółka musi przekalkulować czy skorzystać z dotacji unijnych na rozwój infrastruktury, bo też inwestycje Netii w sieć światłowodową będą selektywne. Jeśli bowiem spółka nie chce inwestować, choć ma szansę dostać dofinansowanie wysokości 50 proc. nakładów, to znaczy, że rozwój niespecjalnie ją interesuje. To niezrozumiałe nawet w sytuacji, kiedy firma przygotowana jest na sprzedaż. Bo przecież temu służy podział na dwa organizmy – jeden skoncentrowany na rynku B2B, a drugi B2C.
Zdecydowany nacisk w strategii Netii na segment B2B oraz określenie jako obszarów najbardziej perspektywicznych: data center, usług mobilnych, usług w chmurze, zamówień publicznych z pewnością można uznać za logiczne. Jednak Netii wcale nie będzie tam łatwo zważywszy, że w segmencie tym przybył jeden duży konkurent, jakim jest T-Mobile po połączeniu z GTS. Ten może więcej zaoferować jeśli chodzi o mobilność. Usługi data center zaś oferuje wiele podmiotów, a zamówienia od sektora publicznego zawsze są dużą niewiadomą. Jeśli chodzi o klientów w sektorze małych i średnich firm, tymi od pewnego czasu zaczęli się interesować także operatorzy kablowi i podbój tego segmentu przez Netię wcale łatwy nie będzie.
Chyba zbyt łatwo Netia zaczyna odwracać się od rynku klientów indywidualnych. Wyhamowanie tam inwestycji, choć w niedługiej perspektywie jest szansa na duże dotacje, można uznać za poddanie na tym polu. A przecież przez ostanie kilka lat operator konsekwentnie budował swą pozycję w tym segmencie. I ma tu spore atuty, którym są nie tylko klienci, ale i dobrze rozpoznawalna i nie najgorzej kojarzona marka, którą Netia budowała nie szczędząc na to środków przez ostanie kilka lat. Oczywiście konkurencja na rynku B2C też jest silna i tu też nie jest łatwo. Kiedy w 2007 r. operator ogłaszał swą ofensywę na rynku masowym, jednym z celów obwieszczanym na sztandarach było zdobycie miliona klientów internetowych do 2012 r. To się nie udało, a prezes Mirosław Godlewski tłumaczył, że w pewnym momencie ważniejsza stała się sprzedaż nie kontraktów, ale samych usług (RGU), tak jak to liczą kablówki.
Tym niemniej w jakiś sposób nakłady Netii na budowę marki w ostatnich latach przyczyniają się dzisiaj do całkiem niezłego rezultatu w sprzedaży usług w GigaKablówce. Sam Adam Sawicki przyznał, że konsumenci kupują te usługi chętniej, niż oczekiwał zarząd. Wyniki te pokazują, że Netia nie jest dziś gorzej postrzegana przez klientów w Warszawie, czy Krakowie niż sieci kablowe. Dla spółki byłoby więc sporą stratą uronić ten kapitał, a tak się może stać, gdy się skoncentruje tylko na jednej biznesowej nodze.