Duży może więcej. O tej prawdzie przekonuję się ponownie małe sieci kablowe, na których nadawcy TV wymuszają podpisywanie umów na coraz gorszych dla nich warunkach. Czarę goryczy przelały negocjacje Discovery Communications w sprawie nowych cen za kanały Eurosportu, co spowodował apel Mediakomu (wspartego przez KIKE) przeciw monopolistycznym praktykom „niektórych nadawców”.
Czy to może dać jakiś efekt? Trendy są niestety raczej jednoznaczne. Wartość rynku wideo nie rośnie, ale będzie jednak rosnąć, bo dzięki internetowi, zwiększa się konsumpcja materiałów filmowych. Wcześniej panowała względna równowagi sił – rynek był dzielony mniej więcej po jednej trzeciej pomiędzy wytwórców treści, agregatorów oraz dystrybutorów (np. sieci kablowe). To się jednak zmienia i coraz większą porcję w tym torcie zjadać będą wytwórcy treści. Jak to mówią w branży: „kontent jest królem”. Dlatego każdy stara się być jak najbliżej produkcji treści, co widoczne jest np. w działaniach i strategiach czołowych polskich portali internetowych.
Małe sieci kablowe są więc w trudnej sytuacji, będąc na końcu łańcucha rynku wideo. Mogą, oczywiście, wyłączyć niektóre kanały z oferty – i tak niektórzy zrobili – ale to się odbywa kosztem klientów, bo np. Eurosport nie jest kanałem niszowym. Na taki krok zdecydowała się kilka miesięcy temu Inea, ale bardzo inteligentnie. Zapowiedziała bowiem, że klientom, którzy mieli dostęp do Eurosport 1, zaoferuje kanał Eleven Sports, a tym którzy korzystali z Eurosport 1 i Eurosport 2, pełny pakiet trzech kanałów Eleven. W sumie klienci mogli być zmianą usatysfakcjonowani. Wiadomo, że polskiego kibica najbardziej interesuje piłka nożna, a tej w Eleven jest więcej, niż w Eurosporcie.
Inea wypracowała zręczną taktykę w negocjacjach z Discovery i strony się ostatecznie dogadały. I to szybko – już w miesiąc po komunikacie o Eleven, operator poinformował, że Eurosport pozostaje w ofercie. Inea ma jednak znacznie większą siłę przetargową, niż mała sieć kablowa z kilkoma tysiącami klientów. Trzeba powiedzieć wprost, że takiego potentata jak Discovery stać na „machnięcie ręka” i zignorowanie dwóch, czy trzech tysięcy abonentów końcowych. Wielu analityków rynkowych wskazuje, że z czasem małe sieci będą w coraz gorszej sytuacji, bo trudno im będzie pozyskać unikalne treści na wyłączność. Będą musieli przedefiniować możliwości poprzez współpracę operacyjną z innymi podmiotami, poprzez inwestycje, czy poprzez fuzje.
Z taką diagnozą zgadza się właściciel jednej ze średnich sieci kablowych, z którym miałem okazję ostatnio rozmawiać. Uważa, że już niebawem operator TVK, który nie będzie miał co najmniej 20 tys. klientów nie będzie miał czego szukać na rynku, bo dziś trzeba mocno inwestować i w technologię, i w marketing. To nie dociera do wszystkich przedstawicieli branży. Zwłaszcza tych, którzy zaczynali biznes w latach 90. ubiegłego wieku.
Być nadchodzi czas dużych procesów konsolidacyjnych na polskim rynku TVK, o czym mówi się od wielu lat, ale co następuje w małym stopniu. I czynnikiem sprawczym nie będzie wcale zabójcza konkurencja pomiędzy operatorami, ale twarda polityka nadawców TV wobec małych graczy. W przyszłości to się może obrócić na niekorzyść dostawców treści. Dziś małymi kablówkami rozgrywają jak chcą. Z większymi podmiotami, jak pokazał przykład Inei, będą musieli się bardziej liczyć.