Relacjonując wstępne porozumienie Paramount Pictures z Komisją Europejską w sprawie ograniczenia geoblockingu, pomyślałem od razu o dyskusji, jakiej się przysłuchiwałem podczas konferencji iNET Meeting w Zakopanem – dyskusji przedstawicieli małych operatorów oraz integratorów usług TV na temat trudnych relacji z nadawcami i producentami.
Ta dyskusja z kolei nasunęła mi wspomnienie bardzo podobnej dyskusji – tyle, że dużych operatorów, na ten sam temat – podczas jednej z konferencji PIKE. Od tego już był tylko krok do... innej dyskusji – na temat blokowania nielegalnych treści w internecie – podczas ostatniego Mediakomu. Z każdej dyskusji wynika dla mnie to samo: relacje operatorów z dostawcami treści (tymi najważniejszymi) są jak, ciut patologiczne, małżeństwo męża-tyrana z chlipiącą żoną. I chociaż układ nie jest symetryczny, to się wzajem kochają, a przynajmniej siebie potrzebują.
Narzekania operatorów na nadawców dobrze znamy. Że minima sprzedażowe... że nikt nie chce negocjować... że wciskanie po kilku kanałów w jednej paczce... że stawki rosną... że nadawcy uruchamiają własne serwisy OTT... Jedni z operatorów się bulwersują, inni trzeźwo (choć z rezygnacją) mówią po prostu: „taki jest rynek”.
Ja przytakuję trzeźwo myślącym. Choć to się branży pewnie nie spodoba w tym układzie są bezradną żoną wobec męża-tyrana: jak chce, to może go zostawić, ale wiadomo, że tego nie zrobi. Klienci kupują usługę telekomunikacyjną nie z powodu istnienia kabla, ale z powodu tego, co na drugim końcu tego kabla znajdą. Liczą się treści i usługi, a nie medium dostępowe.
Aaa... Proszę nie krzyczeć! Tak, wiem. Bez inwestycji infrastrukturalnych nie byłoby dostępu do tych treści i usług!
Ok, obie strony są sobie w praktyce potrzebne, ale praktyka pokazuje też, że już prędzej dostawca treści zbuduje sobie platformę dystrybucyjną (Polsat, ITI), niż operator wypełni sieć własnymi, atrakcyjnymi treściami. Przykro mi, ale mąż-tyran łatwo sobie znajdzie młodsze pocieszenie, a chlipiąca żona zostanie sama z ciężarem własnych kompleksów.
Ten kij jednak ma dwa końce. Żona może boi zostać się sama, ale nie jest szczęśliwa. Być może będzie prasować mężowi koszulę, żeby mógł sie pokazać na mieście i zarabiać na życie, ale już niekoniecznie przyszyje guziki, skoro ich brak można przykryć marynarką.
Podobnie traktuję roszczenia (niektórych) dostawców treści, aby to operatorzy byli w sieci ich rotwaillerami. Pomagali tępić piractwo, filtrowali nielegalne treści, czy nawet – to juz kuriozum – ponosili koszty naruszania praw autorskich. „No czemu nie chcesz mi przyszyć tych guzików?” – pyta mąż, wróciwszy pijany o 4.00 rano do domu. No właśnie dlatego nie, że wrócił pijany o 4.00 rano do domu.
Branża medialna, a przynajmniej niektórzy jej przedstawiciele, zdaje się tego kompletnie nie rozumieć. Siła rynkowa i poziom samozadowolenia wpędzają ich w egocentryczną ślepotę, która nie pozwala dostrzec, że NIGDY operatorzy nie będą dobrowolnie pilnować ich interesów. Nie ma co sie indyczyć i wydzierać na żonę. Trzeba przytulić, pogłaskać, zabrać na wakacje... I w ogóle się zatroszczyć. To warunek przyszytych guzików i obiadu na stole. Inaczej pozostaje związek na granicy patologii, który rozbije pierwszy z brzegu rynkowy kataklizm (np. user generated content, jako konkurencja dla treści od wielkich wytwórców).
Oburzonych powyższą paralelą, konserwującą stereotypowy podział ról damsko-męskich w społeczeństwie, zapewniam, że nie stanowi on oficjalnej linii światopoglądowej TELKO.in. Ani nawet mojej własnej. Podstawcie odpowiednio apodyktyczną i samolubną żonę oraz zahukanego męża, a będzie to samo. A nawet jeszcze lepiej...