Podobnie jak Prezes UKE wierzę, że wyniki aukcji 5G nie zostaną podważone na skutek sądowych odwołań. To jednak, że dokumentacja aukcyjna musiała zawrzeć coś w rodzaju klauzuli salwatoryjnej stanowi jawny chichot z procesu stanowienia prawa w Polsce i z rządowego niedowładu.
– musiał napisać w dokumentacji aukcyjnej nieszczęsny Prezes UKE, któremu minister cyfryzacji (czy szerzej: rząd) nie był w stanie dowieźć na czas nowelizacji ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa. Żeby nie było wątpliwości – chodzi o możliwość stosowania w sieciach 5G na paśmie C sprzętu producentów uznanych za dostawców wysokiego ryzyka. Organ administracji państwowej stwierdza wprost, że publikuje dokument, który może być niespójny z przepisami prawa. Zgroza!
Od strony praktycznej nie ma to dużego znaczenia i podobnie, jak Prezes UKE wierzę, że wyniki aukcji obronią się także w postępowaniach sądowych. Powyższe aberracje bowiem nie dotyczą istoty procesu selekcyjnego. Z jednej strony można więc powiedzieć: „no i co z tego? wyniki aukcji i tak będą zaskarżone, jeden pretekst więcej, jeden pretekst mniej…”. Z drugiej strony zaś można zapytać: „a po co ten jeden pretekst więcej?”. Tym bardziej, że wynika nie z przypadku, tylko skandalicznego międlenia się legislacją zainicjowaną blisko 3 lata temu. Słownie i wielkimi literami: TRZY LATA TEMU!
Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że w sprawę weszła wielka polityka, co na jakiś czas sparaliżowało wszystkich. To już jest jednak historia. Od strony merytorycznej kwestia dostawców wysokiego ryzyka od dawna nie jest problemem nowelizacji KSC. Problemem stał się natomiast operator strategicznej sieci bezpieczeństwa i resortowe przepychanki, kto będzie miał na niego większy wpływ, w czyim budżecie będzie partycypował, i czy należy mu w ustawie napisać statut dla operatora nowej sieci mobilnej. I to już były czysto wewnętrzne przepychanki coraz bardziej skłóconego rządu Prawa i Sprawiedliwości.
Drugi przykład legislacyjnej indolencji w obszarze cyfryzacji, to Prawo komunikacji elektronicznej. Niemiłosiernie zapuszczone przez resort cyfryzacji, który nie mógł się wyjawić z projektem także przez 3 lata. Aż się wreszcie doczekał roku wyborczego i wrzutki jakiegoś geniusza, który uznał, że jest okazja uregulować rynek programowy – tudzież by wywołać kolejną awanturę, która będzie polaryzować opinię publiczną i odwracać jej uwagę np. od postępującej degrengolady w ekipie rządzącej, w której dwaj główni koalicjanci są totalnie skłóceni, a minister rządu publicznie poucza premiera (i wice wersa).
PKE wpadło do Sejmu, narobiło zamieszania i wróciło do rządu. Wszyscy teraz czekają, kiedy ponownie pojawi się w parlamencie, chociaż już można usłyszeć, że „nie ma politycznej woli”, aby tak się stało. W KSC zaś bez liku odwołań do PKE, więc jak nie będzie jednego, to i nie będzie drugiego.
Może więc pora opatrywać każdą decyzję UKE preambułą, że co prawda wydaje się niniejszą decyzję, ale bez gwarancji, że ma jakąkolwiek moc na dłużej, bo nikt nie wie jakie prawo będzie obowiązywało w naszym pięknym kraju za trzy miesiące?
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.