Trójka naszych parlamentarzystów (zapewne z własnych poselskich powodów) zwróciła uwagę, że przepisy o retencji danych telekomunikacyjnych mają w naszym (i nie tylko) kraju słabą podstawę prawną, i że po raz kolejny zostały zakwestionowane przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Podstawa prawna wątpliwa jest od sześciu lat i nic z tego na razie nie wynika.
Przed kilku laty, jakoś na początku działalności TELKO.in, miałem przyjemność prowadzić wywiad z jednym z bardziej uznanych specjalistów od Prawa telekomunikacyjnego (pozdrawiam!), który inter aliam powiedział: „A wie pan, że zapadł taki interesujący wyrok TSUE…” Chodziło o orzeczenie z 2014 r., które podważyło dyrektywę o retencji danych.
Nikt wtedy dokładnie nie wiedział, co to oznacza dla opartych na tej dyrektywie przepisów krajowych. Prawnicy, jak to prawnicy – ci od telekomów dowodzili, że przepisy krajowe wymagają natychmiastowej nowelizacji, lub że nawet nie obowiązują; ci z rządu udowadniali ważność ustaw krajowych póki te nie zostaną zmienione. Padały argumenty o możliwości odwoływania przedsiębiorców telekomunikacyjnych do sądów, lub nawet pozwów o odszkodowania od skarbu państwa.
Skończyło się na uczonym biciu piany, bo retencja obowiązuje jak obowiązywała i nawet nie zauważyłem, by po stronie operatorów (poza garstką specjalistów) ktoś się tym bardziej przejmował. Systemy już działały, dane zbierano, procedury udostępniania organom wdrożono. Bruksela jest daleko, a MSW blisko.
W niedługim czasie po zakwestionowaniu dyrektywy, TSUE konsekwentnie zakwestionował oparte na niej krajowe ustawy. I ciągle nic. Teraz TSUE wziął się już konkretnie za polskie prawo. I – na razie nic. Poza interpelacją państwa posłów Nowogórskiej, Szramki i Sachajki. Z tego jednak wiele bym się nie spodziewał. Jak wyczytałem na ten temat w jednej z gazet codziennych „eksperci nie mają wątpliwości, że po wydaniu tych orzeczeń Polska jak najszybciej powinna dostosować swoje przepisy dotyczące retencji”, ale w 2014 r. i 2016 r. eksperci również nie mieli wątpliwości. Jak Zjednoczona Europa długa i szeroka rządy państw nie chcą zrezygnować z prawa do inwigilacji użytkowników usług telekomunikacyjnych, bo to przyjemne i wygodne oraz – już bez sarkazmu – w wielu przypadkach uzasadnione (nie chcę się wdawać w odwieczną dyskusję o balansie między bezpieczeństwem publicznym a prawami obywatelskimi).
Co prawda wyroki sądów, w tym TSUE, są święte, ale jak się da to je pogodnie zignorujemy. Na razie w całej UE to się udawało. Po ostatnim orzeczeniu zaczyna się robić poważniej, ale zakładam, że póki nie zadziała Komisja Europejska to nic się w Polsce nie wydarzy. Czyli… może nic się nie wydarzy.
System prawny nie jest świętym spisem niewzruszonych zasad, ale raczej zagraconym składem rupieci, z którego bierzemy co chcemy, żeby uzasadnić to co nam akurat potrzebne i wygodne. I jakoś to się toczy. Nie tylko w telekomunikacji. Dlatego ogarnia mnie dzisiaj lekkie znudzenie, kiedy ktoś mi grzmi o "państwie prawa".
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.