Aktualizacja 15.11 09:00
W charakterze polemiki otrzymaliśmy komentarz Macieja Koziary, członka zarządu Otwartych Regionalnych Sieci Szerokopasmowych. Z uwagi na ton, tekst świetnie się nadaje, jako polemika do felietonu. Z powodu ograniczonej objętości nie może zostać opublikowany, jako samodzielny materiał. Stąd publikacja w trybie aktualizacji.
Maciej Koziara
Przyznaję, że nieźle się „ubawiłem” czytając ostatni artykuł Łukasza Deca na temat ORSS. W rzeczy samej uśmiech na twarzy towarzyszył mi jednak tylko w trakcie czytania barwnego tytułu. Gorzka to bowiem przyjemność czytać o przypisywanych ORSS krwawych mocach w sytuacji, w której autor pozbawił się szansy na chociażby minimum obiektywizmu. Szybko przeszukałem skrzynkę mailową i telefon. Nie znalazłem nawet jednego śladu na to, że Pan Redaktor próbował ustalić jakiekolwiek fakty z ORSS (zero telefonów, zero maili). Rozumiem, że w dzisiejszych czasach każdy walczy o swoje, ale smutne jest to, że takie dziennikarstwo traci przy okazji na wiarygodności. Gdyby Pan Redaktor podjął chociaż jedną próbę ustalenia obiektywnych faktów, to być może przekonałby się co w rzeczywistości wynika z dokumentów i kto czyje rachunki powinien płacić? Kto przed czym i kogo przestrzegał? W której kieszeni szukać należy zakładanego w modelu DBO „offsetu”? Oraz kto w rzeczywistości walczy o zatrzymanie w Polsce środków pochodzących z unijnej kasy?
Serdecznie Pana Redaktora zapraszam do siedziby ORSS, aby mógł Pan spokojnie zapoznać się z dokumentami. Obiecuję, że jeśli nawet „Kuba Rozpruwacz” będzie serwował kawę, to na talerzyku będą tylko łyżeczki.
Komentarz do komentarza do komentarza: Gdyby sprawy były oczywiste, to nie było by postępowań sądowych. Ustalenie oficjalnego status quo należy do sądów i prokurator, bo tylko one mają po temu narzędzia. Co nie znaczy, że nie wolno mi przedstawić moich poglądów, ani nie znaczy, że każdy musi się z nimi zgadzać. Zawsze publikujemy inne, niż nasze opinie. Kiedyś, próbując ustalić detale rozliczeń grupy Hawe z jednym z podwykonawców którejś z RSS, dowiedziałem się, iż rzeczona grupa „nie komentuje i nie ocenia na forum publicznym relacji pomiędzy podmiotami gospodarczymi”. Stąd mała wiara, że mail i telefon cokolwiek zmieniają.– ł.d.
Wzruszyła mnie troska ORSS o losy lubelskiej sieci szerokopasmowej. Tyle, że ta spółka jest ostatnią, którą zarząd województwa mógłby uznać za opatrznościowego zbawcę popadającego w kłopoty przedsięwzięcia. Coś jakby Kuba Rozpruwacz zadeklarował, że troskliwie przypilnuje czyichś dzieci.
Kłótnie z władzami województwa warmińsko-mazurskiego o depozyt sądowy, nieopłaceni podwykonawcy na Podkarpaciu, problemy z dostawami prądu do węzłów sieci – tyle ostatnio można usłyszeć na temat ORSS. Dodajmy jeszcze właściciela na skraju bankructwa, który już raz, czy dwa deklarował, że znalazł ORSS nowych inwestorów (z KRS wynika, że nie znalazł), a ORSS przelewa tym niedoszłym inwestorom pieniądze wypłacone przez województwo. Niejeden ma coś na sumieniu – zwłaszcza, jeżeli chodzi o RSS-y – ale lepiej uważać, występując z publicznymi komentarzami na temat cudzych grzechów. I deklaracją pomocy, kiedy samemu ledwo się wlecze o kulach.
Oczywiście, oświadczenia ORSS czytam, jako bez związku z oficjalną deklaracją. Raczej, jako element propagandowej rozgrywki z byłymi partnerami, a dzisiaj zaciekłymi przeciwnikami – Alcatelem-Lucentem i TP Teltechem. Te skwapliwie spiły śmietankę ze wspólnych przedsięwzięć – jeden, sprzedając sprzęt, drugi – budując sieć, po czym umyły ręce od dalszej odpowiedzialności. Jakby grupa Hawe miała inne cele, niż suty zarobek dla swojej spółki budowlanej. Ujmując rzecz cynicznie – wszyscy partnerzy mieli podejście – oględnie mówiąc – mocno pragmatyczne, tylko jedni trzeźwiej ocenili sytuację i szybciej wycofali się od stolika. Grupa Hawe sama sie ulokowała w sytuacji, na którą dziś narzeka.
Orange oraz Inea na pewno wycisnęły z realizowanych przez siebie regionalnych projektów, ile się dało, ale teraz siedzą cicho, grzecznie ponosząc koszty doraźnych i odroczonych zysków z budowy regionalnych sieci. ORSS zaś, występując z oficjalnymi radami i połajankami, naraża się na śmieszność.
Od kilku lat moje nastawienie do budowy RSS-ów było mocno nieskomplikowane. – Jak będzie tak będzie. Może RSS-y padną, ale zainwestowane z unijnej kasy pieniądze chociaż częściowo zostaną w Polsce, w polskich przedsiębiorstwach – mówiłem sceptykom. Mądre, czy głupie, ale takie właśnie było moje nastawienie. W sumie nadal jest. Bo co byśmy zyskali, gdyby te wszystkie projekty nie zostały podjęte?
Dzisiejsze kłopoty z RSS-ami, to trochę jak efekty nazbyt obfitej uczty. Miło było, żołądek pełny, ale są też... skutki uboczne.