Gdyby zlikwidowano ministerstwo cyfryzacji, większość operatorów telekomunikacyjnych przyjęłaby to raczej bez żalu. Nawet Prezes UKE nie twierdzi, że dzięki istnieniu resortu łatwiej mu realizować ustawowe zadania. Z większą trwogą rozwój sytuacji mogą obserwować menedżerowie w NASK.
Czy ministerstwo cyfryzacji się ostanie? To jedno z pytań, które się powtarza od kilku miesięcy przy rozważaniach rekonstrukcji rządu. Odpowiedź być może poznamy już w przyszłym tygodniu, bo premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że roszad w jego gabinecie można się spodziewać po święcie Trzech Króli przypadającym 6 stycznia.
Medialne spekulacje o przyszłości Anny Streżyńskiej najwyraźniej nie służą jej resortowi. Jak poinformował portal WP, pokład ministerstwa opuścili kluczowi pracownicy departamentu cyberbezpieczeństwa z jego szefem na czele. Trudno się dziwić, że wybrał dobrze płatną (zapewne) pracę w T-Mobile, skoro zadania ministerstwa w zakresie cyberbezpieczeństwa państwa zostały mocno pomniejszone.
Pierwotne założenie było bowiem takie, że to resort będzie głównym koordynatorem. W praktyce okazało się, że duże ambicje mają też MON i MSWiA. Efekt? Opublikowany w listopadzie ub.r. projekt ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa przewiduje powstanie aż trzech CSIRT-ów (zespołów reagowania na incydenty) afiliowane przy odpowiednio: Ministerstwie Obrony Narodowej, Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej oraz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wcześniej długo przekonywano, że „słuszny” jest jeden główny – podlegający zależnej od resortu cyfryzacji NASK.
Batalia o cyberbezpieczeństwo, to najbardziej dotkliwa przegrana Anny Streżyńskiej. Oczywiście nie jedyna. Trudno za sukces uznać wdrożenie nowej Centralnej Ewidencja Pojazdów, która od początku sprawia poważne problemy, których nie udało się wyeliminować przez 1,5 miesiąca od jego uruchomienia (ten system pewnie uda się w końcu ustabilizować).
Nieuczciwie by jednak było za wszystko obarczać aktualnego kierownictwa ministerstwa. Zaniedbania i błędy w cyfryzacji urzędów państwowych są wieloletnie i niełatwo wszystko przestawić na właściwe tory. Można jednak postawić pytanie: czy ministerstwo cyfryzacji jest niezbędne, czy też – jak proponują niektórzy – można je rozparcelować, przekazując zadania innym resortom? Wydaje się, że państwo się bez niego nie zawali.
Oczywiście, koordynacja i nadzór na projektami cyfryzacyjnymi urzędów państwowych jest konieczna. Choćby po to, by nie było – jak w przeszłości – że różne urzędy budują systemy o dublujących się zadaniach, ale już w żaden sposób ze sobą nie współdziałające. Do tego jednak wystarczy odpowiednio umocowana komórka, czy to w gabinecie Rady Ministrów, czy w innym resorcie. Można zapytać, czy taka komórka będzie miała odpowiednią siłę przebicia? A czy ma ją obecny resort cyfryzacji? Co będzie dzisiaj jeżeli Ministerstwo Sprawiedliwości, MON czy MSWiA zechą przeprowadzić jakiś projekt bez pytania minister Streżyńskiej?
Przejdźmy do naszych partykularnych interesów. Czy ministerstwo cyfryzacji jest potrzebne telekomom? Kilka miesięcy temu podczas jednej konferencji Anna Streżyńska przyznała, że problemom branży telekomunikacyjnej poświęca co najwyżej 10 proc. czasu pracy, bo tu (w odróżnieniu od cyfryzacji) „wszystko jest dobrze ułożone”.
Ta wypowiedź dobitnie wskazuje, że na przez przeniesienie Departamentu Telekomunikacji np. do Ministerstwa Infrastruktury niewiele zmieni w sytuacji operatorów. Wszyscy są zadowoleni z realizacji działania 1.1 POPC i nie chcą nic zmieniać. Program Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej ma umocowanie legislacyjne i wchodzi w fazę realizacji, choć nie wiadomo jak sobie z nim poradzi NASK (domniemane „słabe ogniwo” w układance OSE) i jej akurat wsparcie resortu cyfryzacji by się przydało. Ale cóż, menadżerowie NASK będą musieli wykazać się samodzielnością i odnaleźć w nowej (być może) rzeczywistości.
Resort cyfryzacji firmuje jeszcze „Strategię 5G dla Polski”, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że ma to charakter głównie propagandowo-piarowy (czy to już formalny dokument, jaki powinien się pojawić w Polsce do końca 2017 r.?). Operatorzy wskazują, że główną barierą rozwoju tej technologii są rygorystyczne normy PEM (promieniowanie elektromagnetyczne). Ministerstwo zdaje sobie z tego sprawę, ale nie słychać na razie o inicjatywach, aby to zmienić. Politycznie to zrozumiałe. Pro-telekomowe zmiany są proszeniem się o hałaśliwe protesty w kręgach ekologów.
Co charakterystyczne, nawet prezes UKE w opublikowanej wczoraj rozmowie nie stwierdził np. że dzięki istnieniu resortu cyfryzacji łatwiej mu realizować zadania. A mówi natomiast: –Kto odpowiada za nadzór rynków telekomunikacyjnego i pocztowego, zależy już od decyzji politycznych, z którymi w administracji rządowej nie powinno się polemizować.
Kto więc będzie płakał po ewentualnej likwidacji MC? Wygląda na to, że najbardziej menadżerowie w NASK.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.