Nic nowego w sprawie się nie wydarzyło, ale właśnie w mijającym tygodniu stwierdziłem, że pomysły na powołanie państwowego operatora i obdarowanie go częstotliwościami radiowymi branża telekomunikacyjna bierze na poważnie i jest wysoce zaniepokojona, o co w tym chodzi.
Mówiąc wprost, boi się utraty części klientów (czy też części przychodów) z segmentu public na rzecz operatora narodowego. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że może chodzić o wszystkie placówki służb mundurowych, służby zdrowia, sądownictwa to jest to całkiem duży kawałek tortu. Znacznie bardziej jednak boją się – choć tego to już wybrani operatorzy – bezprzetargowego przydziału częstotliwości radiowych dla państwowych firm, które pełniłyby rolę ustawowego hurtownika na rynku mobilnym. Coś jak #polskie5G, ale jako zasada dla całego rynku.
Wrodzony sceptycyzm podpowiada mi, że to przesadne obawy skoro równolegle Urząd Komunikacji Elektronicznej szykuje aukcję pasma C i nic nie słychać, by aukcję zastąpił przydział tego pasma dla podmiotu publicznego. Gdyby tak się stało, to faktycznie byłby szok. Gdyby jednak wszystko miało – ogólnie rzecz biorąc – pójść zgodnie z ubiegłorocznym planem, to nie będzie już godnych uwagi częstotliwości radiowych, na których w najbliższym czasie łapę (ogon?) mógłby położyć KOT. Poza nieszczęsnym pasmem 700 MHz, co do którego operatorzy już się chyba pogodzili, że korzystać będą mogli tylko pośrednio.
Oczywista, można sobie wyobrazić, że jedną ustawą cofnięte zostaną wszystkie ważne rezerwacje, a cały zasób radiowy dostanie podmiot publiczny, który będzie łaskawie sprzedawał pojemności komercyjnym graczom. To by już była rewolucja i nie ma czego komentować. Można tylko stawać na barykadzie, lub ruszyć dziarsko w rewolucyjnym tłumie.
Tak się zastanawiałem skąd nagle pomysł na odgrzanie KOT-a (dla porządku, kto nie pamięta, tak ochrzczono jeszcze w poprzedniej dekadzie pomysł Krajowego Operatora Telekomunikacyjnego). Że nagle widać po wklejeniu koncepcji w de facto zupełnie inną merytorycznie legislację. Poza znanymi argumentami o cybersuwerenności i konieczności zabezpieczenia infrastruktury krytycznej państwa, chodzi mi po głowie, że jest też powód prozaiczny, czyli finansowy. Może ktoś policzył, ile wydaje sektor publiczny na telekomunikację i ile tych wydatków dałoby się wepchnąć w obieg zamknięty, czyli podmioty należące do państwa – wypłacające państwu dywidendę, czy realizujące pozabudżetowe projekty, jak pilny wykup dajmy na to… TVN. Zamiast nabijać kabzy rodzimym i zagranicznym (tfu, niemieckim!) kapitalistom. Pandemia zadała potężny cios finansom publicznym, więc premier może być bardziej niż kiedykolwiek otwarty na takie argumenty.
Zawsze warto jednak myśleć o drugiej stronie równania – nie tylko „ma”, ale także „winien”. Komercyjny biznes jest efektywny, ponieważ właściciel oczekuje zysku, a więc ekonomicznego gospodarowania zasobami. Jednostki publiczne efektywne nie są, ponieważ państwo zysku nie oczekuje, co daje kierownictwu jednostek luksus myślenia w kategoriach kosztów: „acha, ile to ja potrzebuję w tym roku wydać?...” I wydaje co do ostatniej złotówki, bo jak nie wyda, to mu zmniejszą budżet na rok kolejny.
Żeby być uczciwym: takie myślenie nie obce jest również biznesowi prywatnemu. Właściciele kochają zyski, a nie znoszą niezbędnych kosztów. Menedżerowie kochają budżety, a nie znoszą targetów sprzedaży. Jakoś te przeciwności utrzymują się we wzajemnym balansie, tworząc razem w miarę efektywny mechanizm. Czynnikiem regulacyjnym jest rynkowa konkurencja. Z chciwością nie można przesadzać, bo klienci zaczną odchodzić. Oszczędności należy miarować, bo się wszystko posypie. Z rozrzutnością także należy uważać, bo w przyszłości nikt nie zainwestuje, bo po co, skoro nie ma zysku.
Państwowy monopol działa na bazie prawdziwej lub iluzorycznej publicznej potrzeby, która uzasadnia wszelkie nakłady i znosi potrzebę weryfikacji. Nieuchronnie zatem wpada w nieefektywność, co oznacza rosnące koszty dla jego klientów. W omawianym przypadku: rosnące wydatki podmiotów publicznych. A czyje to są pieniądze? Wiem, że to brzmi abstrakcyjnie, ale moje, pani, pana… O, i pana także! Jaki jest sens uszczelniania wypływu gotówki poza sferę budżetową kosztem budowania naturalnie nieefektywnych podmiotów państwowych? Wydawało mi się, że przeprowadziliśmy już dokładne, szczegółowe i na dużej próbie badania efektywności gospodarki scentralizowanej w latach 1945-1989.
Planując cokolwiek, lepiej nie unosić się rewolucyjnym entuzjazmem, tylko zachować umiar, zważyć zyski i straty. Nie tylko tu i teraz, ale także za 10-20 lat.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.