Nawoływania z rynku telko, że trzeba mu się dać swobodnie konsolidować, bo skala... bo Chiny... bo inwestycje... bo koszty... zaczynają przypominać bełkot sklerotycznego dziadunia, który nauczył się jednej frazy i na okrągło ją powtarza. Może czas chwilę się zastanowić, dlaczego władze antymonopolowe na całym świecie mają z tą konsolidacją problem? Zastanowić i wyciągnąć wnioski. Dla własnego dobra.
W opinii nie jednego u nas (w Polsce) zawsze jest źle i głupio, więc działania UOKiK w sprawie przejęcia Astera, a teraz Multimediów można po prostu zaliczyć do katalogu zjawisk złych i głupich. Unia Europejska w opinii niejednego jest upolityczniona i biurokratyczna, więc blokadę fuzji Telii z Telenorem, czy 3UK z O2 można po prostu zaliczyć do przejawów przerostu biurokracji i polityki. Kiedy jednak wątpliwości mają władze – w opinii wielu – ostoji racjonalizmu i wolnego rynku, czyli USA, to... jaką łatkę można przypiąć? Przypomnijmy jeszcze, że antymonopolowe władze USA mają na koncie także blokadę fuzji AT&T z T-Mobile w 2012 r. oraz sławetny podział AT&T w roku 1982. Taka to ostoja wolnego rynku i swobody działalności gospodarczej...
Może pora uznać, że konsolidacja nie jest z definicji tlenem rynku telekomunikacyjnego (bo rynek to i dostawcy, i ich klienci) tylko celem i strategię konkretnych podmiotów. Zauważmy przy tym, że przy każdym grubszym przejęciu akta sprawy puchną od donosów konkurencyjnych firm, które wyliczają zagrożenia płynące z planowanej transakcji. W sumie niezbyt rozsądnie, biorąc pod uwagę, że wcześniej czy później sami donosiciele mogą się starać o akceptację dla transakcji... Przedsiębiorcy sami dostarczają władzom antymonopolowym amunicji do antykonsolidacyjnych salw.
Urzędnicy zaś nie są głupsi, niż przeciętna w społeczeństwie (i w branży telko). Należy założyć, że umieją słuchać i wyciągać wnioski. Promotorzy „emenejów” nie powinni w swojej narracji bagatelizować negatywnego efektu obniżenia konkurencji w wyniku z planowanej fuzji, skoro sami barwnie, przekonywająco i na przykładach pokazywali, czym grozi połączenie ich konkurentów. Albo gdy na tapecie była jakaś regulacyjna sprawa. Zapominając w piątek, jakie argumenty w sprawie konsolidacji padały w poniedziałek branża telko wychodzi, przepraszam, na kretynów i nikogo nie przekona do swoich racji.
Zamiast iść w zaparte, przekonując, że konsolidacja to jedyna droga (i to do zbawienia) może lepiej wziąć głęboki oddech i przyznać, że sprawa nie jest ani prosta, ani jednowymiarowa; że wymaga namysłu i porozumienia? Przedsiębiorcy mają przecież prawo prowadzić biznes ku swojej korzyści, optymalizować działanie, budować skalę i ograniczać koszty – a tym są przecież „emeneje”. Blokada każdej fuzji byłaby blokowaniem rynkowych procesów, a to na dłuższą metę zawsze oznacza katastrofę.
Niemniej zamiast zaczynać każdą „emenejową” narrację od „oczywistych racji” i psioczenia na niechęć władz antymonopolowych lepiej zaczynać od „zrozumienia dla kontrowersji” i „gotowości do pełnej współpracy i szukania środków porozumienia”. Także niekoniecznie przyjemnych remediów. Co poddaję pod rozwagę wszystkim planującym fuzje i przejęcia wymagające akceptacji władz antymonopolowych. Inaczej w ogóle przestaniemy widzieć na rynku konsolidacje poziome.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.