W lutym 2011 r. donośnie odtrąbiono, że "internet się skończył". Ów koniec miał się objawić tym, że IANA (Internet Assigned Numbers Authority) – organizacja globalnie zarządzająca numerami IP na świecie rozdała ostatnie swoje 5x/8 (czyli pięć razy po ponad 16 mln adresów IP) do organizacji regionalnie zajmujących się przydziałem dla użytkowników końcowych w poszczególnych rejonach świata. W Europie jesteśmy obsługiwani przez organizację RIPE NCC z siedzibą w Amsterdamie.
RIPE opracował cały szereg polityk, które miały opisać rzeczywistość po wyczerpaniu dostępnych adresacji IPv4. Wejście w tzw. Fazę II nastąpiło 12 września 2012 r. W tym momencie RIPE ogłosił, że całkowity zapas wolnych adresów IP spadł poniżej zakładanych 16 milionów i w związku z tym zostają wprowadzone drastyczne ograniczenia w przydzielaniu przestrzeni adresowej.
Koniec PI
Jedną z pierwszych rewolucyjnych zmian było zaprzestanie przydzielania adresów typu Provider Independent (tzw. PI). Oznaczało to w praktyce, że jeżeli jakaś firma, czy inna organizacja chciała uruchomić łącze internetowe z protokołem BGP, dysponując własną "przenośną" adresacją, niezależną od operatora zapewniającego łącze, to po 12 września 2012 r.... była prawie bez szans.
Jedyną opcją pozostawało zapłacenie 3 800 euro za członkostwo w RIPE, uzyskanie statusu LIR (Local Internet Registry) i uzyskanie pełnej alokacji 1024 adresów IP. Do 1 024 sztuk adresów IP per capita skurczyły się tym samym alokacje dla nowych i starych członków. Starzy LIR mogli otrzymać ostatnią alokację /22, a nowi jedną jedyną tego rozmiaru. I ani pół adresu więcej. W tym momencie rzeczywiście internet wydawał się zmierzać na skraj przepaści, bo drzwi do pozyskania kolejnych adresów IPv4 sukcesywnie się zatrzaskiwały, klientów i urządzeń przybywa w tempie szaleńczym, a wdrożenie IPv6 było (i nadal jest) w powijakach. Jednakże nie ma mowy o żadnej katastrofie. Nic bardziej mylnego. Stare porzekadło mówi: jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
RIPE zarabia coraz więcej
Niestety trudno się oprzeć wrażeniu, że najlepszy interes na "wyczerpaniu adresacji" zrobił RIPE. Przed Fazą II można było otrzymać przykładowo 256 (/24) adresów IP typu Provider Independent, za opłatą jednorazową około 100 euro. Korzystanie z nich kosztowało około 80 euro rocznie, czyli niecałe 3 eurocenty miesięcznie za jeden adres. Od momentu uruchomienia Fazy II w RIPE zaczęła rosnąć liczba nowych członków (we wrześniu 2012 r. było ich ok. 8,2 tys., obecnie przekracza już 10,5 tys.), zainteresowanych ostatnimi zasobami adresacji. Każdy nowy członek zaś oznacza wpisowe 2 000 euro oraz 1 750 euro (stawka na roku 2014) corocznej opłaty. To oznacza, że obecnie pozyskanie jednego adresu IP kosztuje realnie około 30 eurocentów miesięcznie. To dziesięciokrotna przebitka!
Idąc dalej – całkiem niedawno IANA uzbierała "z odzysku" 5x/10, czyli sumarycznie niemal 21 milionów adresów IPv4 i rozdała je do swoich organizacji regionalnych. Jak możemy zauważyć na wykresie ilość dostępnych adresów IP w naszym regionie przekroczyła magiczną granicę 16 milionów, wobec czego restrykcyjna Faza II nie powinna w tej chwili obowiązywać. Cóż zatem zrobiono? Otóż część z dostępnych adresów "zarezerwowano" w bliżej nie wiadomym celu, co w praktyce oznacza, że dostępnych faktycznie jest ciągle nieco poniżej magicznej bariery /8. To pozwala prolongować korzystną finansowo dla RIPE Fazę II.
źr.RIPE
Faza II potrwa wiecznie?
Idąc dalej tropem rozliczeniowym – w Fazie II dostępna przestrzeń adresowa IPv4 wg. obecnych kryteriów pozwala na utworzenie w przybliżeniu jeszcze 16 tys. nowych LIR, każdy z alokacją /22 (1024 adresy IP). Przekładając, to na pieniądze: 16 000 x 2 000 euro = 32 000 000 euro do zarobienia tylko na opłatach wpisowych oraz, potencjalnie, w perspektywie każdego roku, 1 750 euro x 16 000 = 28 000 000 euro na opłatach członkowskich.
To wszystko pozwala wysnuć wnioski, że:
- RIPE nadal będzie organizował coraz bardziej wystawne meetingi.
- W naszym regionie adresów IPv4 na pewno nie zabraknie jeszcze przez najbliższe… 16 lat.
Obliczenie to wynika z danych historycznych. Wiadomo, że od 2004 r. corocznie mniej więcej liniowo przybywa około 1 000 nowych LIR. Pozostaje tylko kwestia finansowa. Teraz trzeba za adresy IP zapłacić dużo więcej niż kiedyś.
Jestem niezmiernie ciekawy, gdzie będzie IPv6 za 10 lat? Czy rzeczywiście ruszy, czy znajdziemy się w rzeczywistości wywindowanych cen i rozbuchanego handlu adresami IPv4. Głosy są podzielone. Jedni twierdzą, że IPv4, to "dead technology". Inni, że komercja i wyciskanie soków dopiero nadejdzie. Patrząc, co na rynku mobilnym można było wycisnąć z "pobocznej", "mało znaczącej" usługi SMS – aż strach się bać…
(śródtytuły od redakcji)