Siedziałem sobie wczoraj na konferencji prasowej Netii poświęconej wynikom za III kwartał. Siedzę… słucham… i nagle matrix się zawiesza, czyli doznaję deja vu! Netia sprawia dzisiaj takie wrażenie, jak 10 lat temu. Jakby z dzikiej imprezy wróciła do szarej rzeczywistości.
Oczywiście, grubo przesadzam, ale to felieton, nie analiza. Po prostu uderza mnie, jak w oczach zewnętrznego obserwatora (znaczy się moich) Netia wraca do obrazu z lat 2005-2006: cicha, skromna, powściągliwa, borykająca się z przyziemnymi problemami rynku.
Czasy wtedy były zupełnie inne, ale już zaczynały się problemy ze spadkiem liczby linii i wolumenu usług głosowych. Dla operatora, który żył głównie z głosu na rynku B2B, przyszłość nie jawiła się różowo. Wtedy pojawił się islandzki Novator, jako akcjonariusz, oraz Mirosław Godlewski, jako prezes zarządu i się zaczęło! Spółka nakreśliła spektakularny plan osiągnięcia pozycji numer 2. na rynku stacjonarnym kosztem TP S.A. Rynek masowy wymagał rozgłosu więc wokół Netii było głośno i kolorowo. Z przytupem i spektakularnie. Od sukcesu do sukcesu. Ale wszystko na tym świecie ma swój koniec...
Apogeum była zmiana wizualizacji. Słynny "rebraining". Potem coraz wyraźniej było widać, że nie wszystko Netii wychodzi i kolory zaczęły blaknąć. Dzisiaj Netia jest w pełnej defensywie, skoncentrowana na utrzymaniu się na powierzchni. Biznesowo jest to całkiem zrozumiałe. Z dziennikarskiego punktu widzenia - nudne, jak flaki z olejem. Jak 10 lat temu.
A tak całkiem obiektywnie, to trochę szkoda, że wielkie plany i dużo pracy nie dały spodziewanych efektów. Kluczowe, że Netia nie przewidziała schyłku xDSL-a, tudzież nie znalazła na to rozwiązania. Nie próbuję być mądry po fakcie, bo wiem, że to najłatwiejsze. Będę się tylko upierał, że błędem było zlekceważenie rynku mobilnego. I nie chodzi mi o sprzedaż akcji Playa, którego sukces jest jednak dużym fuksem. Myślę raczej o nie podjęciu przez Netię trudnego tematu MVNO, co mogło zdywersyfikować i wzmocnić cały jej biznes.
Dzisiaj Netia próbuje rozwijać i ten segment, ale w zupełnie nowych warunkach, z innymi właścicielami, innym rozmachem. Bez fanfar i kolorowej farby. To zrozumiałe (choć na rynku masowym fanfary się przydają). No ale już na pewno – tak czysto sentymentalnie – dawnych kolorów trochę żal.