Lektura poniedziałkowego tekstu dr Wojciecha Krupy, stanowiącego polemikę z opublikowaną tydzień wcześniej opinią pań: Magdaleny Gaj i Małgorzaty Olszewskiej, wywołał we mnie kilka refleksji. Ale bynajmniej nie na temat dostępu telekomunikacyjnego.
W swojej polemice mec. Krupa słusznie (i złośliwie) wskazał jak dalece punkt widzenia zależy od punktu siedzenia oraz aktualnie wiejących wiatrów. Z lubością wypunktował niekonsekwencję opinii Orange jeżeli chodzi o automatyzm zmian umowy ramowej: „czemu nie”, jeżeli chodzi o usługi hurtowe w sieci Orange; „w żadnym wypadku”, jeżeli chodzi o usługi hurtowe, z których korzysta Orange w sieciach innych operatorów. Jak również wyraził sarkastyczne zdziwienie, że autorki regulacyjnej opinii nie dostrzegły tej niekonsekwencji.
Na pewno dostrzegły, ale doraźnie nie miało to dla nich żadnego znaczenia. Tak samo ja z dużą dozą pewności twierdzę, że jakby dobrze poszukać tekstów i (zwłaszcza) profesjonalnych opinii przygotowanych przez mec. Krupę, to także można by się zastanawiać, czy na pewno zawsze tak samo interpretuje przepisy prawa.
Chodzi mi bowiem nie tyle o żelazną konsekwencję intelektualną osób i firm. Nie poruszamy się w obszarze akademickiej czy kawiarnianej filozofii, tylko wartego miliardy biznesu, w którym decyzje regulacyjne warte są setki tysięcy i miliony. Tutaj nie bierze się poborów za intelektualną spójność, tylko za skuteczność. To jest jednak kij, który ma dwa końce. Brak spójności w narracji jaką stosuje biznes dostrzeże przecież nie tylko złośliwy komentator, ale także adresat tej narracji, czyli administracja – ministerstwo i regulator.
Nie trudno mi się wczuć w sytuację – dajmy na to – urzędnika UKE, który przez kilkanaście lat czyta branżowe stanowiska i opinie, co i rusza napotyka te same argumenty, tylko raz mają one udowodnić tezę A operatora X przeciw operatorowi Y, a innym razem tezę 1/A operatora Y przeciw operatorowi X. Naprawdę, można zobojętnieć na argumenty. Tak samo jak ja zobojętniałem na grubo nadużywane groźby branżowych działaczy, że jakieś niepożądane przez operatorów zjawisko „obniży poziom inwestycji, różnorodność oferty oraz innowacyjność”. Jakby inwestowało się dla zasady, rynek tolerował słabą ofertą, a telekomunikacja była wylęgarnią jakichkolwiek ważnych innowacji…
Czyniąc walkę o swoje interesy celem samym sobie, mając tym samym trudność w rozeznaniu, kiedy lepiej odpuścić branża telko (i z pewnością nie tylko ona) sama sobie hoduje aroganckich i niechętnych dialogowi urzędników. Oni się po prostu uczą, że często dialog nie ma żadnego celu poza przeciąganiem go w nieskończoność, odwlekaniem ostatecznej decyzji i egzekucji takowej.
– Karma wraca – skomentował na kanwie tekstu Wojciecha Krupy jeden z zacnych branżowych kolegów (pozdrawiam!) „elastyczność” Orange jeżeli chodzi o automatyzm zmian w umowach ramowych.
„Karma wraca” – stwierdzam sam, jeżeli chodzi o relację telekomunikacji z administracją publiczną. Przez lata karmiona rozmaitymi sztuczkami i kruczkami przez operatorów sama zaczęła z nich korzystać. Niechaj mistrz nie ma dzisiaj pretensji. Karma wraca.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.