101 mln zł kosztowało Polską opóźnienie we wdrożeniu Prawa komunikacji elektronicznej. Za te pieniądze można by podłączyć circa about 16 tys. adresów w białych plamach.
Chciało by się powiedzieć: sto baniek psu w d… Grube pieniądze z publicznej kasy jakby wrzucone do pieca. Za nic. Za to, że nie udało się w porę zorganizować potrzebnej pracy legislacyjnej. „Bo pieniądze się znajdą, wystarczy nie kraść” jak kilka lat temu mówiła złotousta pani premier.
Koszt opóźnienia PKE (a właściwie: koszt opóźnienia wdrożenia Europejskiego Kodeksu Łączności Elektronicznej), jaki podał podczas swojego wystąpienia na konferencji PIKE w Toruniu wiceminister Dariusz Standerski, w pierwszej chwili mnie zaszokował. Moja skąpa natura z trudem znosi poczucie marnacji, a tu jeszcze na taką wydawałoby się skalę. Potem przyszła refleksja: przecież to nie może być incydent.
Nie trzeba nawet za bardzo guglować, żeby szybko przypomnieć sobie 70 mln zł wydane na niedoszłe do skutku „wybory kopertowe”. Na początku roku natomiast przez media przeszła informacja o kosztach innych sporów z Unią Europejską: 2,7 mld zł za kopalnię Turów oraz próbę podporządkowania sądownictwa partii rządzącej. W tych wszystkich sprawach można niuansować: tutaj był pomysł, który nie wypalił, tam lokalny konflikt ekologiczno-ekonomiczny i jeszcze światopoglądowy spór o to, co komu wolno i czym jest suwerenność. Ale były i kwiatki podobne do opóźnienia PKE. Podobny wymiar kary miało nie wdrożenie na czas regulacji o sygnalistach. To wszystko są wydarzenia z ostatnich lat, ale nie mam wątpliwości, że zdarzały się wcześniej, i że niestety, będą zdarzały się w przyszłości.
W przypadku PKE najbardziej uderza całkowity brak sensu utraty tych środków. Dokładnie wiadomo było, kiedy przyjęto EKŁE, dokładnie wiadomo było, kiedy wybije termin wdrożenia kodeksu do polskiego porządku prawnego. Tymczasem pamiętam jak dziś, że jeszcze w grudniu 2020 r. ówczesne kierownictwo resortu MC bagatelizowało sprawę, że „przecież jeszcze połowa krajów UE nie wdrożyła kodeksu” (co było prawdą).
Fakt, że PKE to kobylasta legislacja, ale początkowo szło jeszcze jako tako. Potem ustawa utknęła w klinczu oczekiwania na „zaprzyjaźnioną” nowelizację ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa (za to na szczęście kar od Unii nie ma), a potem, w ostatniej chwili, już w Sejmie, zginęło w amoku przedwyborczej histerii „co by tu jeszcze zrobić, żeby wygrać”. I poległo, bo komuś przyszło do głowy, że faworyzowanie TVP w programingu, to jest sposób na wybory (albo na coś tam innego). Chociaż PKE miało z tym zerowy związek.
Historia wdrożenia PKE pokazuje smutną prawdę, jak daleko w kalkulacjach decydentów jest tzw. dobro wspólne i pieniądze podatników. Z pieniądzem wspólnym, czyli niczyim, nikt się za bardzo nie liczy. Zawsze można podnieść podatki albo opłaty od branży… dajmy na to… telekomunikacyjnej. A 16 tys. adresów zostanie bez światłowodu.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.