Jak geodezja może pomóc inwestycjom.
Inwestując w budowę sieci światłowodowej potrzebujemy przede wszystkim pamiętać o trwałości sieci, która w głównej mierze zależeć będzie od trwałości wybudowanej kanalizacji, w której umieszczony zostanie kabel światłowodowy. Inwestor zwykle dokonuje analizy i wyważa jakość do kosztu budowy, czasem także koszty budowy zestawia z kosztami utrzymania. Trwałość kanalizacji zależeć będzie oczywiście od jakości użytego materiału – rur i studni oraz innych elementów towarzyszących, ale także od sposobu ich umieszczenia w gruncie, oraz samego umieszczenia w terenie. Jak również od zastosowania pierwotnych rur osłonowych i innych osłon w miejscach newralgicznych teraz, ale także w przyszłości. Każda inwestycja, wymaga opracowania koncepcji i założeń, w początkowym etapie założeń kosztowych na okres budowy, jak i przyszłej eksploatacji oraz co ważne na trudny okres pomiędzy wybudowaniem a uruchomieniem sieci.
Jaka rola geodezji.
Pod koniec września na łamach rpkom http://www.rp.pl/artykul/305791,1051735-Geodezja-dlawi-inwestycje.html ukazały się krótkie przemyślenia na temat geodezji w procesie inwestycyjnym z zaczepnym tytułem, który być może jest odpowiedzialny za oglądalność co jest dla piszącego niezrozumiałe. Nie pretenduje on do roli eksperta z dziedziny geodezji, jedynie komentuje istniejący stan rzeczy i próbuje wskazywać możliwe zmiany. Każda inwestycja ma swoje koszty składowe, różniące się wielkością i skalą między sobą, jednak wspólnym elementem wszędzie jest koszt geodezji. Od niej zaczyna się każda inwestycja telekomunikacyjna i na niej się kończy. Dlatego ważne jest by była ona przyjazna inwestorowi i nie tworzyła barier.
Ponieważ publikacja przyczyniła się do swoistej debaty pomiędzy geodetami, projektantami a wykonawcami, przynajmniej tymi, których znam, z którymi spotykam się na budowach, sprowokowany czuję się do rozwinięcia podjętych tematów, a pisząc na tym forum pozwolę sobie czasem wtrącić uwagę nieco szerszą; postaram skupić się na telekomunikacji robiąc jednak czasem porównanie do budowy dróg w Polsce. Bowiem gdy kilka lat temu głównym zajęciem na rynku było budowanie i przebudowywanie dróg na zbliżające się wówczas Euro2012, tak jak wielu innych podobnych, uczestniczyliśmy z większym lub mniejszym sukcesem w pracach budowlanych z tym związanych, głównie z energetyką i telekomunikacją.
„Zasadność mapy zasadniczej” to robocza nazwa projektu zmierzającego do wycofania się z tego wymogu - bez powodzenia trwa on w Polsce od lat i jego zasadność jest wątpliwa, tym bardziej, że Polska okazuje się ostatnim krajem w Europie z "mapą zasadniczą" i należy zdać sobie wreszcie sprawę, że staje się to barierą inwestycyjną.
Dlatego właśnie jako praktyk, odnosząc się do geodezji i wtórników chciałbym zapisać tezę bardzo odważną, licząc, że już czas by ziarno takie zasiać: zasadność mapy zasadniczej. Pragnę w tym miejscu przeprosić środowisko Geodetów, jeśli poczują się urażeni, jednak podobnie mogą poczuć się kowale, gdy wypowie się zdanie, że siekiera czy piła są tylko narzędziem w rękach siekierowego czy pilarza. Nie dyskutują oni o niuansach tego narzędzia, nie rozwodzą się nad dokładnością wykonania, estetyką, wyważeniem smaku i obłością kształtu. Interesuje ich ergonomia użytkowania, szybkość uruchomienia - uzyskania wyniku. W geodezji (jako narzędzia do wykonania projektu, roboty) wynikiem jest mapa do celów projektowych. Jedni Geodeci mają dostęp do numerycznych map i potrafią stworzyć ”wiarygodną” mapę dość szybko, innym razem
trafi się nam ośrodek "jeszcze papierowy" i zbudowanie mapy do celów projektowych może nie tylko kosztować 10x więcej, ale i potrwa 12x dłużej z uwagi na opracowanie i analizę punktów granicznych, ich ustalenie. Mnogość i przyzwyczajenia ośrodków w kraju to osobny wątek.
Jakość map.
Są takie powiaty, gdzie przechowywane materiały są w pełni zcyfryzowane. Pracować można na plikach obsługiwanych przez większość specjalistycznych programów. Wykonanie projektu, uzgodnień czy wydruków nie sprawia więc kłopotu. Wiele danych można wymieniać choćby mailem. Niestety, są też powiaty, gdzie cyfryzacja zasobów została ograniczona do fotografowania arkuszy mapy zasadniczej i wciąż do pracy potrzebna jest żyletka (to zrozumieją tylko ci, którzy choć raz wykonywali pracę w ośrodku informacji). Wiarygodność takich materiałów jest niska.
Tak więc praktyka budowlana wygląda tak, że w początkowym etapie inwestycji inwestor opiera się o darmowe, dostępne w internecie, źródła wiedzy o uzbrojeniu, działkach i planuje sobie hipotetyczny przebieg sieci, liczy jej koszty. Na takiej podstawie - często - składa wniosek o dofinansowanie inwestycji z funduszy unijnych, na którym to etapie danych geodezyjnych nie sposób zweryfikować, ale wnioski - w taki, czy inny sposób - i tak są punktowane a dotacje przyznawane. Jednak sporządzone na takiej podstawie harmonogramy realizacji inwestycji, to czysto teoretyczne założenia bez minimalnej gwarancji realizacji. Ryzyko inwestycyjne, które rzutuje na wszystkich uczestników tego procesu od inwestora, przez wykonawców po dostawcę materiałów, że inwestycji nie uda zrealizować się w terminie i efekcie np. niemożliwość rozliczenia dotacji, ma wiele skutków, finansowych także.
Co może spotkać inwestora?
Z jednej strony może uda mu się wykonać projekt z założeniami początkowymi, jednak wykonanie zadania wiązać się będzie np. ze żmudnym zajmowaniem pasa drogowego, rozbieraniem i odbudową chodników, mimo że na uzyskanych z ośrodka kartograficznego materiałach chodnik (czy też pas pieszo-jezdny) znajduje się w zupełnie innym miejscu, albo też był innej szerokości i trasa miała przebiegać poza chodnikiem a biegnie na nim. Cały przygotowany wniosek o zajęcie pasa, uzgodnione oznakowanie tracą ważność i wykonawca po wytyczeniu trasy zmuszany jest do zmiany wniosku o zajęcie pasa, ponowne uzgadnianie organizacji ruchu na czas prowadzenia robót, ponoszenia innej opłaty za zajęcie pasa oraz renegocjowania warunków kontraktu z inwestorem. Wszystko przez to, że ktoś (kto?) wcześniej popełnił błąd.
Na obszarach mniej zurbanizowanych (zaniedbanych inwestycyjnie) często okazuje się, że wykonanie mapy do celów projektowych wiąże się ze „wznawianiem granic” i ich analizą. To jest nie tylko czasochłonne, ale także kosztowne i grozi zupełnym niedotrzymaniem terminów i nierozliczeniem dotacji. Kuriozum to sytuacje, w których na danym obszarze było wykonanych kilka świeżych inwestycji (choćby przebudowy dróg, budowy obwodnic i obejścia miejscowości, przebudowy skrzyżowań na ronda), gdzie każdorazowo wykonywane były mapy do celów projektowych, a na koniec inwestycji - nawet inwentaryzacja w Ośrodku Geodezyjnym. Nie zmienia to faktu, że przed inwestycją szerokopasmową znów trzeba zdobyć się na trud wykonywania i aktualizowania map, np. na podstawie arkuszy z 1976 .
Nawet jeśli inwestor uzyska już mapy wyznaczone z dokładnością do 50 cm, to będzie musiał projektować infrastrukturę minimum 60 cm od granicy działki, by czasem nie okazało się, że po wznowieniu granic wybudowana infrastruktura znajduje się w innej niż zamierzono w projekcie działce. Rodzi to szereg problemów, które notorycznie nękają jednego z większych operatorów kablowych w naszym kraju. Wszystko z powodu niedokładności map oraz tendencji do traktowania granicy, jako linii prostej w rozumieniu geometrycznym.
Megaustawa.
Od czasu wejścia w życie megaustawy, czyli ustawy o wspieraniu inwestycji szerokopasmowych, istnieje szereg ułatwień, z których podstawowa polega na tym, że sieci światłowodowe możemy budować w trybie zgłoszenia, co bardzo skraca czas (maks. do 30 dni) potrzebny na rozpoczęcie prac po uzgodnieniu projektu. Niestety, sama realizacja projektu wymaga dużo więcej zachodu i kosztów, ponieważ państwo ustawowo zapewniło sobie zbyt na informację geodezyjną. I to nawet na informację pośledniej jakości.
Zwracam uwagę, że obecne przepisy dotyczące funkcjonowania PODGiK zostały sformułowane w taki sposób, że Państwo zapewniło sobie kontrolę nad informacją i nakazało za gromadzenie tej informacji sobie płacić. Ustanowiło mniej lub bardziej trafne standardy. Zapewniło sobie również
zbyt na swoje informacje nakazując wszystkim uczestnikom procesu inwestycyjnego zakup tych informacji pomimo, iż nie spełniają standardów. Układ doskonały. Musicie kupić, a ja nie ponoszę odpowiedzialności za jakość sprzedawanej informacji. No ja też tak chcę, każdy by tak chciał i czas najwyższy z tym skończyć, tak jak i skończyło się wiele innych rzeczy (mam taką nadzieję (-;).
Nowelizacja ustawy o geodezji i kartografii.
Świetnie to widać w zgłaszanych uwagach do przedmiotowego projektu założeń, gdzie wszystkie państwowe instytucje podnoszą o konieczności uzyskiwania materiałów za darmo a drugiej strony ośrodki piszą o kosztach utrzymania etatów, pomieszczeń, urządzeń. W finale więc to inwestor prywatny obciążany jest kolejną opłatą (para podatkiem), bez dokonania której nie wykona inwestycji. Opłata ta więc nie tylko pokrywać będzie koszty utrzymania ośrodków, etatów, pomieszczeń, urządzeń, ale również koszty przygotowania materiałów na potrzeby jednostek państwowych. No zgrozo.
Jak mogło by być.
Za jakość ktoś musi wziąć odpowiedzialność, albo państwo, albo uczestnik procesu inwestycyjnego. Ktoś musi!. Więc niech każdy bierze za swój zakres. Do tego jednak potrzebna jest swoboda gospodarcza. Czyli możliwość wyboru, gdzie kupić to, co jest mi potrzebne. Zamówić mapę u geodety, czy w PODGiK? Jeżeli zakres informacji na mapie z PODGiK jest wystarczający
kupuje i projektuje, ponoszę odpowiedzialność za wyrządzone szkody. Potrzebuje mapy dokładniejszej, lub bardziej szczegółowej zamawiam u geodety. On bierze odpowiedzialność.
Jako wykonujący prace budowlane, chcąc je robić z należytą starannością, potrzebuję mieć geodetę w zasadzie na etacie, 8h na budowie podczas dnia, co powoduje, że 1mb linii kablowej wykonany przez taką firmę jest droższy od innych nawet o 20% i skutkuje tym, że przegrywa się w przetargach.
Realia inwestycji.
Często bywa, że inwestycje wzdłuż dróg nie mogą odbywać się po jednej stronie i co kilkaset metrów trzeba ją zmieniać, bo druga strona ma pewniejszą granicę. By uniknąć ryzyka należy więc wykonywać przejście pod drogą, co w opinii drogowców zaśmieca im pas drogowy i narusza konstrukcję, a jest wymuszone tylko i wyłącznie jakością danych przy sporządzaniu projektu. Należało by raz na zawsze ustalić, że granica, to nie linia, lecz obszar o szerokości wynikającej z dokładności pomiaru i rozwiązać w ten sposób problem definitywnie. Nawet jeśli przekroczymy tę magiczną linię, to przecież infrastruktura leżącą 90, czy 120 cm pod ziemią nie wpływa ujemnie na planowane ogrodzenie, bo budynku na granicy postawić nie możemy. No może w ścisłym centrum miasta, w określonych warunkach możemy budować od samej granicy, jednak nim rozpoczniemy taką budowę przepisy i tak zobowiązują inwestora do przesunięcia uzbrojenia poza obrys budynku. Osobnym tematem jest kto i kiedy takie uzbrojenie przełoży – to już jednak zagadnienie granic i ich wiarygodności.
W czasie budowy dróg pojawił się specyficzny rynek zamówień. Projektant zamawiał mapę do celów projektowych u geodety mającego układ w PODGiK. Dostawał tak zwaną sztukę, która służyłą mu jedynie jako tło projektu. Dostawał ją szybko i tanio, a u zaufanego geodety zamawiał pomiar uzupełniający według własnych wymagań. Zwykle dotyczyło to pomiaru rzeźby terenu według ustalonych wytycznych, lub niwelety drogi wykonanej starannie z odpowiednią dokładnością - model terenu. Wielu uzna, że takie opracowania powinny również trafić do PODGiK. Tylko po co? Po zakończeniu inwestycji, wszystkie rzędne się zmienią, więc po co zaśmiecać PODGiK danymi, które za kilka miesięcy trzeba usunąć? Kto będzie po latach analizował zakres robót ziemnych? Od tego jest inspektor nadzoru inwestorskiego w czasie budowy.
Ważne by środowisko geodezyjne wiedziało, że wiemy, że informacja, która powstaje w wyniku opracowań geodezyjnych ma wartość handlową jak każda inna i podlega ochronie. Chciałbym też widzieć drogę zmierzającą do końca z nieformalnymi układami PODGiK-Geodeta-ZUDP-Projektant. W wielu powiatach nadal obowiązuje nakaz uzupełniania map, które zgodnie z prawem już nie powinny funkcjonować. Kolejny termin został ustalony na koniec 2013 r. i został znów przesunięty. I pewnie mało który powiat z tym nowym terminem zdąży.
Skąd taka rzeczywistość inwestycyjna?
Obecny stan rzeczy wynika z zaszłości, które swój początek mogły mieć w sytuacji, że przedsiębiorstwa wodociągowe, ośrodki geodezyjne i drogi były w zarządzie JST. Czemu więc miał sam sobie pozwolenia wydawać, robić mapy i projekty, uzgodnienia - zresztą do dziś tak jest w wielu jeszcze gminach w Polsce i wciąż zdarzają się inwestycje, ze świeżym (do 3-5 miesięcy) projektem a więc i mapą, niespełna kilka dni po ZUDP, będące już w realizacji, gdzie podczas prac okazuje się, że zaprojektowana i wytyczona trasa biegnie po wodociągu, zakopanym przeszło dwa lata temu. Mapa do celów projektowych powstawała jesienią, trudno winić geodetę przygotowującego wtórnik, skoro z należytą starannością (kilkanaście pikiet) pomierzył wjazdy na posesje czy studnie kanalizacyjne nie tylko jako włazy do nich, by z łopatą szukał jeszcze innego, niezewidencjonowanego uzbrojenia skoro w pierwszych dniach stycznia projekt trafił na ZUDP, gdzie branżyści nie wnieśli uwag. Kto więc i na czyj koszt ma przenieść rurę, i którą? Gazową czy wodociągową? Czym więc będzie tutaj zmiana: istotną (projekt zamienny, kolejna opinia ZUDP) czy nie istotną (wg normy odsunięcie przekroczy 50 cm)?
Miejskie przedsiębiorstwo wodociągowe dawało warunki na przyłączenie i nie interesowało ich nic; każdy budujący dom musiał się przyłączyć, czasem wykonując budowę wodociągu długości kilkuset metrów. Inwentaryzował to w ośrodku i przekazywał danemu przedsiębiorstwu i to była jedyna baza danych posiadanego uzbrojenia przez to właśnie przedsiębiorstwo. Lata mijały, zmieniało się wiele, a przedsiębiorstwa wodociągowe zostały ze swymi oddalonymi bazami danych, czasem nawet rozproszonymi, gdy się zmiana administracyjna w kraju przytrafiła.
Zasadność mapy zasadniczej w zarysie.
Jak więc zrealizować zniesienie zasadności mapy zasadniczej? Po pierwsze z określonym dniem ustalmy, że dotychczasowe materiały przechowywane w PODGiK mogą być wykorzystywane pod warunkiem 100% potwierdzenia wiarygodności. Za potwierdzenie tej wiarygodności może np. geodeta ponosić pełną odpowiedzialność np. finansową. Materiały powstałe w wyniku opracowań geodezyjnych PODGiK kupował by od wykonawcy, jeżeli uzna to za uzasadnione, zachowując prawa wynikające z ochrony praw autorskich. Kto i jak będzie to sprawdzał to sprawa wtórna. Taką kontrolę ośrodki prowadzą od roku 2001, co nie przeszkadza, by wciąż pojawiał się zapis, że dane mogą być niewiarygodne. Skandal.
Dalej: informację o sieci uzbrojenia terenu również należałoby ograniczyć do niezbędnego minimum w porozumieniu z właścicielami tych sieci. Jeśli chcą wiedzieć, gdzie mają swoje sieci i jakie urządzenia, niech płacą i utrzymują takie bazy danych jakie chcą, ale za własne pieniądze. Interoperacyjność baz danych zapewni odpowiedni przepływ danych, na potrzeby procesu projektowego, wzorem rozwiązań z zachodu.
Tak więc cała odpowiedzialność za opracowanie geodezyjne powinna spadać na geodetę. Ze wszystkimi konsekwencjami. Tutaj niech koledzy geodeci się nie denerwują i spokojnie przeczytają akapit do końca.
Co ważne dalej: ewidencja gruntów i budynków: PODGiK również kupuje dane, które uzna za wartościowe. Przyjmując takie założenia wszystkie punkty graniczne i powierzchnie działek przechowywane obecnie w bazach danych otrzymują określony atrybut [niewiarygodny oczywiście na dzień dzisiejszy]. Żadne kary administracyjne nie wyeliminują z rynku partaczy. Tylko wolny rynek i dochodzenie odpowiedzialności przed sądami wyeliminuje partaczy. A jeżeli są inwestorzy, którzy zapłacą za byle jakie opracowania to trudno. Nikt nikomu nie może nakazać zdrowego rozsądku [chociaż korci mnie by do codziennego użytku trafił skrót KZRB - Komitet Zdrowego Rozsądku Budowlanego].
Znam wielu projektantów, projektujących na powiększonych kserokopiach, pomimo, że projekt jest nieczytelny. Skoro dostają pozwolenie na budowę to nie widzą potrzeby zakupu droższych map (czyt. jakościowo lepszych).
Geodeta na budowie.
Obecną patologię z wiarygodnością map ukrócić należy poprzez ochronę geodety przy powykonawczej inwentaryzacji sieci uzbrojenia terenu. Geodeta przestałby pełnić na budowie funkcję chłopca do bicia. Niech ktoś odpowie, jak to jest? Kiedy kierownik budowy potrzebuje wytyczyć obiekt, woła geodetę, jak wytyczyć osie woła geodetę, jak przenieść osie woła geodetę, jak inwentaryzację kotew czy innego uzbrojenia podbudowy drogi woła geodetę, jak inwentaryzację sieci uzbrojenia terenu - nie woła. Bo jest mu to nie potrzebne do realizacji budowy. To jest wymóg nałożony przez Państwo. Jeśli właściciel sieci przejmie pełną odpowiedzialność za swoje przewody, będzie zainteresowany dokładnym pomiarem. Wyegzekwuje szybko pomiar przed zasypaniem, ale państwo musi zrezygnować z prowadzenia tej ewidencji, bo obecnie właściciel sieci nie ma możliwości kontroli opracowań, według własnych kryteriów, dlatego nie przyjmuje odpowiedzialności za to co przedstawia mapa. Przykładem może być sytuacja, inwestor (osoba fizyczna lub deweloper) budując budynek musi zadbać o przyłączenie sieci wodociągowej i kanalizacji sanitarnej. Musi się przyłączyć bo inaczej nie zrobi odbioru budynku, przynajmniej w mieście. Ponieważ musi to miejscowe przedsiębiorstwo wodociągowe wydaje warunki i oczekuje ich zrealizowania, wskazując miejsce przyłączenia – wpięcia do sieci. Nie prowadzi nadzoru nad budową, jedynie oczekuje zakończenia inwestycji potwierdzonej wpisem w dziennik i protokolarnie dokonuje odbioru instalacji. Woda zaczyna płynąć rurami, które zewidencjonowane są tylko w ośrodku geodezyjnym, który przecież nie ponosi odpowiedzialności za jakość danych. W protokole odbioru instalacji z inwestorem pojawia się nawet zapis, że dokona inwentaryzacji i zgłosi uzbrojenie w Ośrodku w zakreślonym czasie bo wszyscy zdają sobie sprawę, że to chwilę potrwa. Podobnie jest w sytuacji, w której wyłoniony w przetargu wykonawca sieci wodociągowej na terenie pewnej gminy realizuje prace z budową wodociągu do kilkunastu miejscowości na terenie gminy. Dokonywane są odbiory z miejscowym przedsiębiorstwem wodociągowym, przyszłym użytkownikiem budowanej sieci, jednak te najczęściej nie prowadzą własnego systemu ewidencji uzbrojenia więc nawet nie ingerują w treść opracowań dokumentacji powykonawczej.
Inwentaryzacja – paszportyzacja.
Właściciele sieci mogą prowadzić własne systemy, o ile zapewnią interoperacyjność tych systemów, jeżeli nie chcą lub nie mogą, ponoszą koszty z wiązane z aktualizacją i utrzymaniem Państwowej Bazy na warunkach określonych dla Państwowych Baz z zachowaniem Państwowych standardów (czyt. minimalnych). W przypadku gdy właściciel sieci prowadzi własny system, zapewnia interoperacyjność w ustalonym zakresie informacji niezbędnym do funkcjonowania państwa z zachowaniem państwowych standardów. Pozostałe informacje gromadzi według własnych standardów (czyt. odpowiedni atrybut; nie Państwowy, ale pozwalający opisywać więcej niż przewidują standardy z instrukcji geodezyjnej). Właściciel sieci przejmuję pełną odpowiedzialność za własne sieci bez względu na to, czy prowadzi system we własnym zakresie, czy powierza prowadzenie tego systemu państwu (tutaj PODGiK odnajdują dla siebie dalszą rację bytu - ani przez chwilę nie mam na myśli redukcji etatów – jedynie zmianę podejścia do zagadnienia). Obciążenie właściciela odpowiedzialnością za te dane spowoduje egzekwowanie od geodety, kierownika budowy, wykonawcy wyższych standardów (czyt. pomiaru przed zasypaniem), dodanie atrybutu zawierającego informację o tym, kto wykonał pomiar, umożliwi również dochodzenie ewentualnych odszkodowań, ale o tym powinien decydować właściciel sieci.
Zasoby geodezyjne PKP.
To samo oczywiście powinno również dotyczyć właścicieli, a może raczej zarządców dróg. Zdarza się, że prowadzą swoje własne systemy ewidencji dróg, zawierające inwentaryzację obiektów i oznakowania pionowego i poziomego i od nich można zacząć, oraz od PKP. Tym bardziej, że większość obecnych bolączek przy budowie regionalnych sieci szerokopasmowych związanych z projektowaniem i wykonywaniem w terenie jest zbieżnych z tym, co było przy budowie dróg i mostów, melioracji wód płynących kilka lat temu i należy się spodziewać, że gdy przyjdą środki na inwestycje w koleje, tematy poruszane tutaj znów wrócą.
Z PKP jest jeszcze jedna ciekawa sprawa, i to możemy sobie sami sprawdzać u siebie w powiatach: ponieważ PKP posiada własne ośrodki geodezyjne (dawniej nazywane składnice dokumentacji uzbrojenia), a że od bardzo dawna posiadało uzbrojenie na terenie całego kraju, nie wygodnym było korzystać ze współrzędnych lokalnych '65 wprost i dokonywano tam od bardzo dawna utrzymywanie własnych układów współrzędnych, przynajmniej do czasu PUW2000. Więc nagminnie zdarza się, że wykazane uzbrojenie uzgodnione na ZUDP kolejowym nie zgadza się z tym uzgodnionym w ZUDP powiatowym z map z ośrodka powiatowego. Nawet punkt odniesienia wysokości dla przykładu w mojej okolicy i powiatach ościennych to Kronszdtat, a PKP przyjmuje Amsterdam i jeśli projektant o tym nie pamięta, to ciągle się o kilka cm przychodzi rozmijać na realizacjach. Co może nie ma znaczenia przy telekomunikacji, ale dla grawitacyjnych systemów kanalizacyjnych jest bardzo istotne.
Wnioski:
Państwowy rejestr, państwowa baza danych prowadzona jest przez państwo za państwowe pieniądze w zakresie niezbędnym (minimalnym) do funkcjonowania państwa - reszta w bazach danych konkretnych gestorów sieci i oczywiście: inwestorzy, właściciele sieci, gruntów, budynków, mogą uczestniczyć w aktualizacji, o ile chcą i spełnią określone przez państwo standardy. Za wynagrodzeniem lub w drodze darowizny.
Nowe standardy określają różne wymagania również i do granic [czyt. położenia znaków granicznych]. Raz na zawsze należałoby podjąć decyzje: czy współrzędne czy znaki graniczne wyznaczają prawidłowo granice nieruchomości (działki) - nie ma znaczenia, co przyjmiemy i tak będzie źle, ale w przyszłości będzie jednakowo (odsyłam do zagadnienia czy na pogniecioną puszkę potrzeba więcej farby czy mniej od takiej niepogniecionej, albo też: o ile zmienia się
powierzchnia pogniecionej kartki papieru).
Ciężar odpowiedzialności za położenie linii granic na mapie należy przenieść z geodety na państwo polskie lub właściciela. To oni powinni decydować czy informacje o jakości granic są dla celu inwestycyjnego wystarczające. Geodeta powinien jedynie ich o jakości tych danych poinformować. Dlaczego w świetle nałożonych na inwestorów obowiązków muszą oni dopłacać do roboty geodetów (czyt. aktualizować państwowy zasób, wykonywać dodatkowy pomiar granic, np. ustalenie, czy wznowienie granic). Chodzi o to, że jeżeli geodeta dostanie na piśmie informację o jakości granic i konieczności poinformowania o tym fakcie swojego zamawiającego, zamawiający będzie miał wybór. Dopłacić i zrobić porządek lub pozostawić wszystko bez zmian i ponieść konsekwencję w przyszłości np. przełożenie sieci uzbrojenia terenu, rozebranie ogrodzenia, zamurowanie okien w budynku itp. To samo będzie dotyczyć właścicieli sieci, jeżeli zdecydowali się na inwestycje bez ustalenia granicy. Do dokumentacji projektowej powinno również być dołączone oświadczenie woli, że zgadzają się ponieść w przyszłości koszty przebudowy.
Trzeba przy tej okazji również zwrócić uwagę na fikcyjną dokładność obliczenia powierzchni działek, przy obecnych, przeszłych i przyszłych standardach.
W końcu trzeba światu ogłosić, a przynajmniej Polakom, że powierzchnia działek jaką znają, za którą płacą, nie jest podawana z dokładnością do 1m2, ale jest powierzchnią przybliżoną i zależy od kształtu działki i zastosowanej metody pomiaru. - jeśli działka ma 4 narożniki, każdy jest wyznaczony super dokładnie z dokładnością do 1cm i jeśli ma kształt prostokąta (dla ułatwienia mówimy o płaszczyźnie) o boku 30mb to jej powierzchnia może się wahać i chyba nikogo o tym przekonywać nie trzeba, że 10 pomiarów da 10 różnych wyników.
Taką informację należałoby również zamieszczać w KW. Bo przecież, skoro mamy ustalone tolerancje wyznaczenia punktów granicznych, mamy również tolerancję na utrwalenie punktów granicznych, mamy również tolerancję na wyznaczenie państwowej osnowy geodezyjnej, no to chyba nikt z nas nie będzie się upierał, że obliczona i wyznaczona granica działki jest identyczna, że powierzchnia działki jest taka sama. Czyli przyjmujemy, że powierzchnię działek podajemy z dokładnością do 1m2, z tolerancją, która wynika kształtu działki, z przyjętej tolerancji dla utrwalonych punktów granicznych, oraz zastosowanej techniki pomiaru i dokładności użytego sprzętu pomiarowego i być może jeszcze innych przyczyn, wynikających już ze specyfiki pracy geodety..
Obliczenie tej wartości pozostawiam matematykom - zagadnienie geoid, powierzchni ziemi w różnych modelach matematycznych - kto wie - może dlatego PL LOT ma nadmiarowe zużycie paliwa, bo błędne modele przyjęli do obliczania długości tras?
Szansa na zmianę
Czy po nowelizacji ustawy pojawią się ułatwienia dla inwestorów okaże się, gdy przyjdzie nam czytać finalną wersję projektu. Zmiany w dobrym kierunku są dostrzegalne i - co ważne - Główny Urząd Geodezji i Kartografii chce podjąć dialog w związku z budową sieci szerokopasmowych. Świadczy o tym choćby niedawny list Głównego Geodety Kraju do Wojewódzkich Inspektorów Geodezyjnych z prośbą o wsparcie inwestorów w budowie sieci. Kwestią przyszłości jest, czy ta pozytywna zmiana nastawienia państwa przełoży się na realne ułatwienia dla inwestorów.
Michał Matuszewski
Informatyk, technik budowlany. Studiował na UAM w Poznaniu. W latach 1995-2008 pracował w lokalnej firmie ISP w Wielkopolsce, zaczynając od stanowiska montera/serwisanta, później w zachodniopomorskiem, na administratorze kończąc. Od roku 2007 rozwija własną firmę. W latach 2008-2011 prowadził działalność doradczą i szkoleniową w grupie firm ISP. Od 2008 uczestniczy w konsultacjach prowadzonych przez Urząd Komunikacji Elektronicznej. Od roku 2009 zawodowo buduje sieci telekomunikacyjne w kraju i za granicą. Uczestniczy w pracach nad cyfryzacją zasobów geodezyjnych i upraszczaniem procedur uzgodnień projektowych w ramach Memorandum przy MAiC. Współpracuje z KIKE uczestnicząc w pracach GR@P.