Efekty 1.1 POPC – przeszłe i przyszłe – są właśnie cięte na kawałki i przyszywane w różnych miejscach, gdzie mogą przynieść polityczne korzyści. Normalka, ale jako telekomunikant-teoretyk patrzę z niesmakiem. Lub z rozbawieniem, kiedy o projekcie POPC mówi ktoś, kto wie o tym niewiele, albo zgoła nic. Na przykład premier.
W mijającym tygodniu minister cyfryzacji uznał za konieczne przypomnieć na Śląsku, jakie to korzyści odnosi region dzięki realizacji Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa – ile przybędzie kilometrów sieci, oraz ile gospodarstw domowych uzyska dostęp do szerokopasmowego internetu. Można było często mówić „tysiące” i „miliony”, więc temat oczywiście atrakcyjny.
Wcześniej było uroczyste podpisywanie umów o dofinansowanie w 1.1 POPC w woj. zachodniopomorskim i na Lubelszczyźnie. Zaszczycić był łaskaw je nawet sam premier. Regionalny charakter projektów wszędzie był odmieniany przez przypadki, chociaż akurat podstawą organizacji POPC nie jest krajowe województwo, tylko europejski NUTS. I chociaż realizacja 1.1 POPC trwa od 2015 r., to lokalne imprezy jakoś się posypały dopiero w roku wyborów samorządowych. Bez wątpienia z Nowogrodzkiej padło hasło „wszystkie ręce na pokład”, więc wszyscy muszą się wykazać staraniami o polityczny sukces.
Również minister cyfryzacji (który akurat mnie się wydaje całkiem szczęśliwym nabytkiem dla branży teleinfo). Udział w politycznych spektaklach należy do jego zawodowych obowiązków, więc nie napiszę, że mi go żal. Żal mi, że takie spektakle w ogóle muszą się odbywać.
Pompą i przesadą przypominają opery Verdiego, choć zdarza się i farsa w stylu Gogola. Otóż w Sejmowym wystąpieniu premier był uprzejmy stwierdzić, że projekt Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej, to zasługa minister edukacji Anny Zalewskiej (głosowano wotum nieufności przeciw niej), i że w ciągu najbliższych „1,5-2 lat” pójdzie na to 4 mld zł. Co do zasług, to się nie będę kłócił, choć motorniczych OSE upatrywałbym raczej w ministerstwie cyfryzacji, gdzie szukano pomysłu na pociągnięcie realizacji 1.1 POPC. MEN na pewno współpracował i zgodził się finansować całą zabawę. Obawiam się tylko, że gdyby chodziło o głosowanie nad wotum nieufności dla ministra kultury, albo żeglugi, to oni też mogliby liczyć na pochwały za OSE...
W głowę natomiast zachodzę skąd się wzięły premierowi te 4 mld zł do wydania w ciągu dwóch lat? Ani to harmonogram realizacji OSE, ani harmonogram realizacji POPC, ani środki pozostałe do zakontraktowania, ani środki pozostałe do certyfikacji. Czort nie rozbieriot. Najbardziej prawdopodobne, że premier (a raczej ktoś, kto go briefował przed wystąpieniem) wypunktował i skleił sobie najprostsze i najfajniejsze hasła związane z POPC: „4 mld zł” oraz „szkoły”. I przetransferował na konto minister Anny Zalewskiej.
Zgodnie z zasadami współczesnej „debaty publicznej” wszyscy którzy dziś wpinają sobie w klapy znaczki z POPC i z OSE, by potem dumnie wypinać pierś jakoś nie wspominają, że:
- 85 proc. środków na POPC pochodzi z funduszy unijnych,
- projektowanie programu zaczęło się dobrze przed wyborami 2015 r.,
- operatorzy dołożyli ładny grosz do publicznych środków.
To napisałem ja, Łukasz Dec, zagorzały symetrysta.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.