Funkcja prezesa Netii, to gorące krzesło – komentowały media blisko dwa i pół roku temu, gdy z tym stanowiskiem żegnał się po niecałych dziewięciu miesiącach Adam Sawicki. Tomasz Szopa wytrwał nieco dłużej, ale półtora roku (choć w samej spółce był dłużej), nie jest też wielkim wyczynem.
Częste zmiany prezesa nie wróżą nic dobrego. Są sygnałem, że w zarządzie nie iskrzy, że trudno o porozumienie z głównymi udziałowcami. Implikują również zmianę obranego kierunku działania spółki, co – gdy następuje zbyt często – może przerodzić się w chaos i osłabić pozycję na rynku.
Osobiście uważam odejście Tomasza Szopy za sporą stratę dla Netii. Przedstawiona przez niego strategia i podjęte działania – szeroki program inwestycyjny w unowocześnienie infrastruktury, współpraca z deweloperami, projekt Local Netia – zmierzały w dobrym kierunku i zdawało się, że przyniosą niebawem efekty. Sukcesem dla Netii był drugi konkurs 1.1 POPC, w którym firma uzyskała dofinansowanie na 16 obszarów na kwotę 485 mln zł.
Operator zdawał się łapać dobry rytm z oparciem o dwie nogi, czyli segment biznesowy i konsumencki. Za kadencji Adma Sawickiego, podejmowane działania świadczyły raczej o chęci sprzedania jednej z tych części. Najpewniej konsumenckiej. Tomasza Szopa przyznawał, że się z tym nie zgadza i – jak mówiono w spółce – musiał „odkręcać” niektóre z posunięć poprzednika.
Tomasz Szopa nie jest też typowym korpoprezesem – czyli menadżerem, który karierę buduje wyłącznie, wspinając się po korporacyjnych szczeblach (stąd może niechęć do krawatów). Miał własne doświadczenia w prowadzeniu biznesu, który w pewnym momencie prosperował świetnie, ale błędne decyzje doprowadziły do porażki. Jak mówił, była to poważna lekcja, która spowodowała, że później wszedł na ścieżkę korporacyjną. Zapewne te doświadczenia powodowały, że forsował projekt Local Netia i – jak sam mówił – przeciwstawiał się wszelkim próbom centralizacji działalności Netii.
Plan dla operatora przedstawiony przez Tomasza Szopę wydał się sensowny, choć pojawiły się na nim szybko rysy. W końcu kwietnia WZA akcjonariuszy Netii przegłosowało dywidendę wyższą, niż rekomendował zarząd. W sumie Netia wyasygnuje ok. 132 mln zł zamiast 87 mln zł, jak chciał zarząd. To 45 mln zł różnicy. Dla spółki w okresie inwestycji, które mają decydować o jej przyszłości, to sporo.
Trudno też nie zauważyć, że program Local Netia się ślimaczy. Operator obwieścił go już dość dawno, chwalił się sukcesami pilotaży w Opolu i Białymstoku i... nic. Kiedy pytałem na początku kwietnia Tomasza Szopę, mówił, że wybór i weryfikacja partnerów wymagają czasu. Dalej nic nie było słychać, a zmiana na stanowisku dyrektora działu B2C w Netii budzi pytanie o losy projektu Local Netia. Gdyby Netia z niego zrezygnowała lub zaczęła traktować po macoszemu, na pewno nie zmartwiliby się konkurenci.
To już będą decyzje nowego zarządu. Tak jak te o dalszym zaangażowaniu inwestycyjnym – czy np. realizować wszystkie projekty z POPC, na które spółka dostała dofinansowanie.
Komentarze medialne sprzed dwóch i pół roku o gorącym krześle prezesa Netii, pozostają aktualne. Kto będzie następny, aby sobie na nim sparzyć cztery litery?