Operatorzy doszli do porozumienia z BT w sprawie sprzedaży wspólnej sieci mobilnej, która działa pod marką EE. Joint-venture działało na rynku przez ponad cztery lata, a teraz zostanie przejęte przez operatora zasiedziałego, który tym samym wróci na brytyjski rynek mobilny.
(źr.Flickr)
Wartość transakcji została uzgodniona na 16,7 mld euro. Zostanie rozliczona głównie w akcjach, ale także w gotówce z uwzględnieniem (37 proc. wartości) długu EE oraz gotówki w kasie operatora. BT i EE zostaną połączone, a Deutsche Telekom obejmie 12 proc. akcji nowego podmiotu i będzie jego największym udziałowcem. Orange natomiast obejmie tylko 4 proc. akcji nowej firmy, ale zainkasuje 4,6 mld euro w gotówce. Przy końcowym rozliczeniu możliwe są dodatkowe wypłaty dla obu sprzedających (w granicach 4 proc. wartości transakcji), wynikłe z potencjalnej zmiany kursu akcji BT do czasu finalizacji transakcji. Jej wartość wycenia EE na prawie ośmiokrotność skorygowanego wyniku EBITDA operatora za 2014 r..
BT szacuje synergie kosztowe na 3 mld funtów. Z tego 1,7 mld funtów na kosztach utrzymania i rozwoju IT i sieci, a 1,1 mld funtów na "synergiach operacyjnych", czyli przede wszystkim redukcji zatrudnienia. Synergii przychodowe natomiast na 1,6 mld funtów. Spółka nie podaje szczegółów, ale utrzymuje, że współkorzystanie z usług w obu bazach abonenckich nie jest dzisiaj duże, co ma dawać duże nadzieje na dosprzedaż.
Zgodnie z warunkami transakcji, Orange przez 12 miesięcy od jej sfinalizowania ma zakaz sprzedaży akcji BT na giełdzie, zaś Deutsche Telekom nie może tego zrobić przez 18 miesięcy. Dodatkowo DT i Orange przez trzy lata nie mogą dokupować akcji BT. Ten ostatni zakaz nie dotyczy sytuacji, w której DT odkupi akcje brytyjskiego operatora bezpośredniego od Orange, ale wówczas łączny udział niemieckiego operatora w kapitale BT nie może przekroczyć 15 proc.
Niemiecka grupa zdaje się mieć bardziej długofalowe zamiary na brytyjskim rynku. Chce bieżącej kontroli nad nowym podmiotem i wprowadzi do rady nadzorczej spółki swojego członka.
Po tej transakcji BT będzie dominująca grupą telekomunikacyjną na brytyjskim rynku z rocznym przychodem ponad 24 mld funtów, z 7,7 mld funtów dodatniego wyniku EBITDA i przeszło 24,5 mln kart SIM i prawie 10 mln stacjonarnych linii abonenckich. EE z 36 proc. udziałów jest obecnie dominującym graczem na rynku mobilnym przed Vodafonem (29 proc.). Obsługuje także ponad 800 tys. abonentów stacjonarnego dostępu, ale poprzez produkty hurtowe w sieci BT.
Oczywiście transakcja zostanie sfinalizowana, jeżeli strony uzyskają zgody akcjonariuszy oraz władz antymonopolowych, w tym brytyjskich. Zatwierdzenie transakcji przez walne zgromadzenie akcjonariuszy BT przewidziane jest na kwiecień bieżącego roku. Postępowania władz antymonopolowych w optymistycznym scenariuszu potrwa do końca bieżącego roku. W pesymistycznym zaś do końca roku przyszłego. Przy czym BT nie odpowiada za to postępowanie. Opłata za zerwanie transakcji w wysokości 250 mln funtów przewidziana jest tylko za fiasko z woli akcjonariatu BT.
BT działało już na rynku komórkowym podobnie, jak wszyscy inni operatorzy zasiedziali w Europie. Decyzją akcjonariuszy mobilne aktywa zostały jednak wydzielone i sprzedane. Na ich bazie zbudowano należącą do Telefoniki sieć O2. Dzisiaj BT ma śladowe ilości abonentów mobilnych, jako MVNO w sieci najpierw Vodafone'a a potem właśnie EE. Brytyjski operator zasiedziały przekonuje, że przejęcie EE pozwoli mu zbudować w pełni konwergentną ofertę, która z sukcesem sprzedaje się na wielu rynkach Europy.
Brytyjski rynek komórkowy należy do najbardziej konkurencyjnych w Europie. To właśnie skłoniło Orange i DT do połączenia sił. Przed tym mariażem na rynku działało aż pięciu infrastrukturalnych operatorów, nie licząc wielu MVNO z Virgin Mobile na czele. Chociaż więc EE ma trzy razy więcej klientów, niż BT, to jednak jego przychody są trzykrotnie niższe, a wynik EBITDA czterokrotnie niższy.
Mimo udanego – zdawałoby się – joint-venture już 2-3 lata temu można było usłyszeć plotki, że partnerzy w tym przedsięwzięciu inaczej zapatrują się na jego rozwój i przyszłość, i że jeden z nich może się wycofać. Tak się ostatecznie nie stało, ale już dzisiaj widać, że DT nie zależy na gotówce, ale chce partycypować w brytyjskim rynku, natomiast Orange odwrotnie. Ciekawe jest, do czego może to doprowadzić w przyszłości. Na rynku greckim DT zaczynało od 20-proc. udziału w operatorze narodowym i stopniowo budowało swój wpływ. Dzisiaj ma 40 proc. i w pełni kontroluje OTE. Czy sytuacja może się powtórzyć w Wielkiej Brytanii? To byłoby niezwykłe umocnienie grupy DT na europejskim rynku telekomunikacyjnym.
Inne pytanie, czy zakończenie współpracy w ramach EE może się przełożyć na inne wspólne przedsięwzięcia obu koncernów, do których należy m.in. wspólna spółka zaopatrzeniowa BuyIn, czy Networks! w Polsce.