Sejm przyjął projekt Prawa komunikacji elektronicznej i chociaż walka o poszczególne zapisy będzie pewnie trwała do ostatniej krwi tj. do podpisu prezydenta, to nie wróżę już wielkich sukcesów. To nie jest kwestia depenalizacji aborcji, gdzie można wyłamać się z dyscypliny klubowej czy koalicyjnej. Tu się głosuje, jak zaleca rząd. Lepiej, aby branża telekomunikacyjna zaakceptowała nową rzeczywistość.
Przywykło się narzekać bądź szydzić, że legislacja ta zajęła przeszło cztery lata, że prace podjęto dopiero w roku, w którym upływał termin na wdrożenie Europejskiego Kodeksu Łączności Elektronicznej. Rzeczywiście, nie ma się czym chwalić i procesowanie legislacji przez cztery lata nie ma wielkiego sensu, bo rzeczywistość rynku zmienia się już od chwili przedłożenia bazowych założeń. Historia pokazuje jednak, że z pierwszą „konstytucją” telekomunikacji było niewiele lepiej (o ile nie tak samo).
Że rynek telekomunikacyjny potrzebuje własnych regulacji, przystosowanych do szybko postępującej liberalizacji, Sejm RP uchwalił je już w 1995 r. Potrzeba było jednak kolejnych dwóch lat, aby opracować założenia do tego aktu prawnego i kolejnego roku, aby przedstawić projekt ustawy Prawo telekomunikacyjne. Trafił on do Sejmu w 1999 r. a przez kolejny rok trwały syzyfowe prace podkomisji powołanej do jego rozpatrzenia. Trzeba oddać posłom sprawiedliwość, że materia była relatywnie nowa, rynek zmieniał się znacznie szybciej niż dziś, było znacznie więcej niewiadomych i więcej grup nacisku. Telekomunikacja Polska broniła swojego monopolu (w perspektywie była prywatyzacja), ale już pojawili się silni i drapieżni konkurenci, jak Polkomtel, Polska Telefonia Cyfrowa czy Netia.
Poprawiony projekt został skierowany do Sejmu w marcu 2000 r., a uchwalony został w maju. Potem potrzeba było jeszcze 2 miesięcy na walkę w Senacie i przegłosowanie senackich poprawek przez Sejm. Akt ostatecznie przyjęty został w lipcu – w cztery lata po publikacji założeń i sześć lat po uchwale o konieczności ich opracowania. Wystarczy popatrzeć w archiwum sejmowe, jak szybko pojawiły się poselskie propozycje poprawek Pt, aby stwierdzić jak wiele jeszcze było niedociągnięć i/lub niezadowolonych interesariuszy. W 2004 r. przyjęta została więc głęboka nowelizacja ustawy.
Prawo komunikacji elektronicznej, to kolejna gruntowna nowelizacja, chociaż nie wiem, czy na tyle głęboka, aby ochrzcić ją „rewolucyjną” i nadać nową nazwę. Zmian jest wiele, ale logika działania rynku i zarządzania nim pozostają bez zmian. Pod wieloma względami nowelizacja miała gotowca w postaci EKŁE, a zresztą część zmian wynikających z Kodeksu wdrożona została już wcześniej. Trudno zrozumieć na co były te cztery lata. Chyba raczej PKE na długi czas zostało zakotwiczone przez nieszczęsną nowelizację ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa, przerzucając z aktu do aktu nowe obowiązki operatorów telekomunikacyjnych. Kiedy wreszcie (słusznie) uznano, że nie ma na co czekać, bo KSC utknęła w beznadziejnym klinczu między resortami, PKE zyskało szansę na przyjęcie już w 2023 r. Niestety, komuś przyszło do głowy narobić jeszcze za jej pomocą mątu przed samymi wyborami, aby wreszcie w ogóle wycofać z Sejmu – dla dobra wyniku wyborczego Zjednoczonej Prawicy.
Ale wreszcie (prawie) jest! I stawiam, że zgodnie z surową rynkową tradycją nie później, niż w przyszłym roku zacznie się mówić o konieczności jej nowelizacji. Rynek wszak zmienia się tak szybko…
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.