Szacowana na 120 mld funtów fuzja z Liberty Global warta jest rezygnacji z pozaeuropejskich rynków, na których dzisiaj działa Vodafone – twierdzą niektórzy z akcjonariuszy brytyjskiego koncernu komórkowego cytowani przez internetowe wydanie dziennika The Telegraph.
W ubiegłym tygodniu rynek obiegły informacje, że strony po raz kolejny analizują możliwość porozumienia. John Malone, kontrolujący Liberty, powiedział publicznie, że operacja może mieć sens, ale w oparciu o europejskie aktywa jego grupy. Na to ochoczo odpowiedzieli cytowani przez The Telegraph prominentni akcjonariusze Vodafone’a, gotowi poświęcić Indie, Turcję i Afrykę Południową, na których to rynkach pozycja Vodafone jest bardzo silna. Liberty jednak poza Europą działa tylko na Portoryko i w Chile, a podstawowa logika fuzji, to kombinacja usług w sieci stacjonarnej Liberty i komórkowej Vodafone’a.
Rezygnacja z pozaeuropejskich operacji nie likwiduje wszystkich znaków zapytania, co do konstrukcji takiej transakcji. W Europie oba koncerny także nie mają pełnej współobecności. Działają na siedmiu tych samych rynkach, ale na jedenastu współobecności nie mają (np. w Polsce). Trudno sobie wyobrazić, aby z tego powodu Vodafone miała się wycofać z Hiszpanii i Portugalii, a Liberty z Belgii, czy Szwajcarii. Udziałowców obu koncernów czekają zatem długie negocjacje, pozostanie na których rynkach podnosi wartość połączonych firm oraz kto i ile gotów jest za tę obecność zapłacić.
Vodafone od kilku lat buduje udział w stacjonarnym rynku telekomunikacyjnym poprzez przejęcia sieci kablowych. Liberty zaś coraz śmielej wchodzi na rynek mobilne, jako MVNO. Nowym czynnikiem dla obu firm jest przejęcie mobilnej sieci EE przez BT, co radykalnie zmieni warunki na brytyjskim rynku telekomunikacyjnym i zmusza konkurentów do gorączkowych działań zaradczych. I Vodafone, i Liberty należą do tych konkurentów.