Oskarżenia stawiane Huawei nie powinny nikogo zaskakiwać. Odkąd życiem i gospodarką zaczęły rządzić nowe technologie, rządy kusi, by wykorzystać ich możliwości do inwigilowania innych krajów i własnych obywateli – pisze Dziennik Gazeta Prawna.
Sędziwy Ren Zhengfei nie miał innego wyjścia jak osobista konfrontacja. 74-letni założyciel koncernu Huawei z zagranicznymi dziennikarzami wcześniej spotkał się zaledwie dwa razy w ciągu swojej wieloletniej kariery. Trzeci raz wypadł w tym tygodniu, kiedy na jego zaproszenie do siedziby korporacji w Shenzen przybyła szóstka korespondentów najważniejszych zachodnich redakcji biznesowych, od agencji Bloomberga, przez „Wall Street Journal” po „Financial Times”.
Prezesowi trudno będzie wybrnąć z kryzysu, bowiem media już dawno przesądziły o sprawie. – Pekin postrzega cyberszpiegostwo jako warunek konieczny dla utrzymania rozwoju kraju i nie ma co liczyć, że w obecnych warunkach zerwie z takimi praktykami – przekonywał w wywiadzie dla CNBC Michael Fuchs, ekspert Center For American Progress. I nie jest to odosobniona opinia. A Ren Zhengfei nadaje się na antybohatera takiej kampanii jak mało kto – jego karierę biznesową poprzedzała wieloletnia służba w Ludowej Armii Wyzwoleńczej, od 1978 r. jest członkiem partii, a firmę rozwinął dzięki rządowym kontraktom.
Ale na marginesie zamieszania wokół Huawei eksperci dodają też, że wszystkie zarzuty, jakie stawia się chińskiemu koncernowi, dałoby się z powodzeniem postawić też niejednej zachodniej firmie. – Pewnie Chińczycy szpiegują, ale uczyli się od najlepszych: Amerykanów – skwitował lapidarnie jeden z publicystów portalu informacyjnego prowadzonego przez japońską giełdę Nikkei.