Urząd Komunikacji Elektronicznej rozpoczął konsultacje warunków aukcji częstotliwości przeznaczonych na budowę sieci telekomunikacyjnej piątej generacji (5G). Sama aukcja zacznie się na początku przyszłego roku. Regulator chce rozdysponować cztery bloki, tzw. pasma C. Za każdy z nich spodziewa się przynajmniej 450 mln zł – bo taka jest cena wywoławcza.
– Cena wywoławcza została ustalona dość wysoko, zwłaszcza w porównaniu z aukcją 4G (LTE) z lat 2014–2015, gdzie wynosiła 250 mln zł – uważa Konrad Księżopolski, szef działu analiz w Haitong Banku. Wtedy telekomy wylicytowały łącznie 9,2 mld zł. Teraz sytuacja jest inna. – Mamy cztery bloki i czterech operatorów mobilnych. Trudno oczekiwać jakiejś mocno zaciętej walki, gdyż podaż równoważy się z popytem – zwraca uwagę Księżopolski.
O częstotliwości może się ubiegać tylko podmiot, który ma już rezerwację ogólnopolską z poprzednich aukcji i w latach 2016–2018 wydał co najmniej 1 mld zł na infrastrukturę telekomunikacyjną. Żaden z graczy nie zgarnie też całej puli, bo jedna grupa kapitałowa może dostać tylko jeden blok.
W zasadach aukcji brak zapisów dotyczących dostawców urządzeń do budowy sieci. Regulator nie odniósł się też do kwestii ewentualnego wykluczenia z tego grona chińskiej firmy Huawei – na co nalegają Stany Zjednoczone. Kwestia bezpieczeństwa łańcucha dostaw będzie jednak przedmiotem rozporządzenia resortu cyfryzacji – co w październiku w rozmowie z DGP zapowiadał wiceminister cyfryzacji Karol Okoński.
Więcej w: Przetarg na 5G: prawie 2 mld zł i ani słowa o Huaweiu (dostęp płatny)