– Jest pięciu potencjalnych dostawców urządzeń do budowy sieci piątej generacji. Dwóch chińskich (Huawei i ZTE), dwóch europejskich (Ericsson i Nokia) oraz południowokoreański Samsung, o którym nie należy zapominać, choć nie jest obecny w Polsce – mówi Jean-François Fallacher, prezes Orange Polska. – Jest to więc w tej chwili otoczenie konkurencyjne. Gdyby Chińczycy zostali wykluczeni z budowy 5G, co w Polsce nie zostało postanowione, konkurencja będzie mniejsza i wtedy można oczekiwać, że wzrosną ceny sprzętu do budowy tej infrastruktury – dodaje.
Na wykluczenie chińskich firm z udziału we wprowadzaniu nowej sieci telekomunikacyjnej naciskają na sojuszników Stany Zjednoczone. Polska dotychczas nie podjęła w tej sprawie żadnej decyzji, ale we wrześniu 2019 r. podpisała z Amerykanami porozumienie o bezpieczeństwie 5G, powtórzone w czerwcu podczas wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie. Zakazu nie wprowadziły też inne państwa Unii Europejskiej. Rząd żadnego z nich nie zachęca jednak do współpracy z chińskimi dostawcami, a niektóre stolice to odradzają.
Paryż stoi np. na stanowisku, że jeśli operator telekomunikacyjny nie kupował dotychczas sprzętu od Huaweia, to nie ma powodu, by teraz zaczął. Francuski Orange ogłosił więc niedawno, że w perspektywie średnioterminowej spodziewa się zmniejszyć swoją zależność od sprzętu Huawei w Europie. Wprawdzie we francuskiej infrastrukturze tego operatora nie ma chińskich urządzeń, ale już w Hiszpanii i Polsce ich udział jest znaczny. W naszym kraju – według obliczeń firmy Strand Consult – sieć Orange czwartej generacji, na której bazie ma powstać 5G, w 70 proc. została zbudowana z urządzeń Huawei. To samo dotyczy T-Mobile. Chińskiego sprzętu nie ma w 4G Plusa, natomiast dominuje w Play – 90 proc.
Więcej w: Plany awaryjne europejskich telekomów są już gotowe (dostęp płatny)