Resort cyfryzacji. Niepolityczny, nieobciążony trudnymi społecznymi problemami, niewywołujący emocji... A mimo to wciąż są z nim same kłopoty. Poszukiwania nowego szefa Ministerstwa Cyfryzacji (MC) przypominają już kabaret – pisze Dziennik Gazeta Prawna.
Za kierowanie cyfryzacją podziękowała Jadwiga Emilewicz, która wolała nowe Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii. Kolejny był Paweł Szefernaker, który bywa nazywany „cyfrowym szogunem”, bo to dzięki niemu PiS zdominował internet podczas kampanii wyborczej w 2015 r. Co więcej – ma niezłą pozycję polityczną, bo jako bliski współpracownik Joachima Brudzińskiego został powołany na sekretarza stanu w kancelarii premiera i miał zostać szefem departamentu ds. cyberbezpieczeństwa. Ale odmówił.
I w dniu ogłaszania zmian w rządzie premier Morawiecki nie miał nikogo do pokierowania cyfryzacją. A choć mija już ponad tydzień od rekonstrukcji, to wciąż nie jest jasne, ani kto pokieruje tym resortem, ani co z nim dalej będzie. Na giełdzie nazwisk pojawiają się wiceministrowie Krzysztof Szubert i Marek Zagórski, wymieniane jest też nazwisko Macieja Kaweckiego, odpowiedzialnego w MC za przygotowanie wielkiej reformy danych osobowych.
Streżyńskiej zabrakło politycznego wyczucia. Gdy publicznie mówiła, że jest „bezpartyjnym fachowcem”, dawała tym samym do zrozumienia, że inni ministrowie są partyjnymi ignorantami. Zamiast budować sojusze, walczyła w bitwach, których nie miała szans wygrać – jak spór o cyberbezpieczeństwo z MON. W efekcie udało się jej przez te dwa lata wprowadzić w życie tylko kilka istotnych zmian. I tu jest kolejny powód odwołania Streżyńskiej. Jej pozycja z pewnością byłaby silniejsza, gdyby MC odnosiło sukcesy. Tych, niestety, było niewiele, a i te niezbyt spektakularne.
Więcej w: Gdzie jest ten cyfrowy Herkules (dostęp płatny)