Deutsche ban

Porozumienie niemieckich władz z operatorami komórkowymi w sprawie eliminacji sprzętu chińskich dostawców ma swoją siłę rażenia. Dużo wcześniej ban ogłosiły m.in. Wielka Brytania czy Szwecja, ale co Niemcy to Niemcy – największa gospodarka Unii Europejskiej i jedna z największych na świecie. Oraz 45 tys. lokalizacji sieci mobilnej, a na więcej niż połowie sprzęt Huaweia.

Specjalistów od relacji międzynarodowych może to nie zdziwiło, ale mnie tak. Dyskusja na temat dostawców wysokiego ryzyka trwała w Niemczech, jak w każdym innym kraju, ale – w moim odczuciu – bez wyraźnych konkluzji. Jakby grali tam na czas. Decyzję o banie zwykłem traktować jako wyraz poparcia (lub nie) dla polityki Stanów Zjednoczonych, a tu Bundesrepublika wydawała się dosyć powściągliwa. Skoro jednak ostatecznie na ban się zdecydowała, to oznacza, że do użytku wchodzi nowe narzędzie relacji międzynarodowych: dyskryminację przedsiębiorców technologicznych ze względu na kraj pochodzenia.

Abstrahuję już od tego, czy Niemcy mają większe niż inne kraje powody obawiać infiltracji swoich sieci mobilnych, czy też po prostu wkurza je zalew europejskiego rynku chińskimi samochodami. Rynek telekomunikacyjny w Europie i w Polsce musi w coraz większym stopniu kalkulować ryzyko, że spotka go to samo, co niemieckich MNO.

Znamienne dla mnie jest również to, że niemiecki ban dokonuje się na mocy porozumienia rządu z operatorami. Wyobrażam sobie, że przedstawiciele MNO usłyszeli: „Słuchajcie, kanclerz się wkurzył. Jest polityczna decyzja o banie. Nic jej nie zmieni i zrobi się wszystko co trzeba, aby ją wdrożyć. Albo wspólnie ustalimy, jak to zrobicie, albo powiemy wam, jak to zrobicie”. Naturalnie MNO wybrali to pierwsze.

Co dla mnie – w kontekście pełzającej od 3 lat nowelizacji KSC – oznacza także, że w tego typu sprawach żaden akt prawny nie jest warunkiem sine qua non. Potrzebę ochrony bezpieczeństwa publicznego można wywieść z dziesiątków różnych legislacji, a co do niezbędnych środków – np. wywaleniu sprzętu z sieci RAN – potrzeba tylko wyobraźni. W Polsce rządzący liczyli, że nakręcą taką spiralę niepewności, że i bez przyjęcia kontrowersyjnej ustawy (KSC) wymuszą na operatorach – którzy ulegną dla świętego spokoju – rezygnację z chińskich dostaw dla sieci 5G. Jeżeli celem była całkowita eliminacja, to nie wypaliło. Żaden z trzech naszych operatorów współpracujących z Huaweiem nie zdecydował się na swap, ani na zakończenie współpracy, a jedynie ograniczył wolumen zamówień.

Nie wątpię jednak, że jeżeli nagle trzeba będzie zadbać o bezpieczeństwo publiczne albo dopiec Chińczykom, to i u nas podejmie się ostateczne rozwiązanie. To jest nowa rzeczywistość.

Dodam jeszcze, że jeżeli Samsung nie zdecyduje się wypełnić luki na europejskim rynku RAN, lub OpenRAN nie zagra wreszcie w sieciach publicznych, to za 5 lat Nokia i Ericssona będą na Starym Kontynencie równie lubiani, co Google czy Meta. Ograniczenie konkurencji nigdy nie służy rynkowi i rynek będzie musiał za to zapłacić.

Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.

Postaw kawę autorowi