Resort cyfryzacji realnie zostaje z nami i z tego należy się cieszyć. Ale już z radosnymi „ochami” i „achami”, że cyfryzacja ulega wzmocnieniu to ja bym jednak jeszcze poczekał. Dla telko pewnie niewiele się zmieni. I to może dobrze.
Jak powiedział mi niedawno jeden z bywałych telko-znajomych (pozdrawiam!), rekonstrukcja rządu to wielka ściema i przynajmniej w obszarze cyfryzacji miał rację. Marek Zagórski, jak był ministrem cyfryzacji, tak pozostanie – oficjalnie! – ministrem cyfryzacji. Z zapleczem zmienionym tylko z nazwy na departament Kancelarii Premiera. Przy Królewskiej w Warszawie mówią, że czeka ich tylko zmiana tabliczki przy drzwiach wejściowych.
Może to jest uproszczenie, ale takim samym uproszczeniem materii jest ekscytacja, że oto cyfryzacja się umacnia, bo trafia pod skrzydła samego premiera. A premier, to jest… hohoho… nie jakiś tam minister cyfryzacji, co to od zarania urzędu jest figurką z ciasta, bez politycznego poparcia. I przyznam, że miałem relację od naocznego świadka jakich afrontów wobec Ministerstwa Cyfryzacji dopuszczał się był na przykład resort sprawiedliwości. – Teraz to się nie powtórzy – cieszył się niedawno inny mój rozmówca z telko-administracyjnego światka (pozdrawiam!). Że włodarze (to ulubione słowo redakcyjnego kolegi Marka) cyfryzacji będą zbierali mniej politycznych upokorzeń nie znaczy jeszcze, że zarządzanie tym obszarem merytorycznie cokolwiek zyska.
Jeżeli rzeczywiście cyfryzacja wymaga(ła) wsparcia premiera rządu, a premier rządu uważał ją za ważny obszar, to co szkodziło udzielić takiego wsparcia ministrowi samodzielnego resortu? A jeżeli premier nie uważa tego obszaru za ważny, to co pomoże, że jest on teraz zarządzany bezpośrednio z kancelarii, a minister należy do tej kancelarii personelu? Czy wychodzące z kancelarii projekty tele-info aktów prawnych będą teraz przychylniej lub szybciej uzgadniane? Nie da się tego wykluczyć. Jak również się nie da wykluczyć, że teraz zarządzanie cyfryzacją będzie musiało walczyć o priorytet pośród licznych spraw, którymi zajmuje się kancelaria premiera, w najbliższym czasie na przykład walką z epidemią COVID-19, i bodaj w tej walce nie poległo. Bo premier wciąż może nie mieć czasu na cyfryzację.
Ja to w ogóle nie za bardzo rozumiem, po co ona premierowi w kancelarii. Teoretycznie można wskazać kilka potencjalnych zysków. Na przykład iluzję likwidacji resortu i odchudzania administracji. Bezpośrednią kontrolę nad cyfryzacyjną baronią, która obejmuje kilka instytucji, niektóre z atrakcyjnym budżetem. Obronę przed zakusami tych mniej lubianych kolegów z partii i rządu. Bezpośrednie kierownictwo spraw tzw. cyberbezpieczeństwa (czytaj: spraw Huaweia), które w skali całej Europy stają się ważnym narzędziem układania stosunków międzynarodowych.
Że premier ma głęboko na sercu problem informatyzacji państwa i ułatwianie życia e-obywatelom (bo tylko to może wymagać silnego, centralnego impulsu w rządzie), to uwierzę, jak zobaczę.
Pozostaję w cichej nadziei, że ministrowi Zagórskiemu i jego ekipie w nowej układance będzie przynajmniej nie gorzej niż dotychczas. A telekomunikacji dzisiaj już dość trudno zaszkodzić.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.