NATO powoła Straż Bałtycką, której celem będzie wzmocnienie bezpieczeństwa na Bałtyku z wykorzystaniem fregat, samolotów patrolowych oraz innych rodzajów uzbrojenia – ogłosił sekretarz generalny Sojuszu Mark Rutte na konferencji w Helsinkach podczas szczytu z udziałem ośmiu krajów regionu oraz KE.
To odpowiedź na ostatnie inspirowane przez Moskwę akcje sabotażowe, których efektem były uszkodzenia podmorskich kabli telekomunikacyjnych czy energetycznych. Problem w tym, że Zachód nie ma wystarczających środków do ochrony ponad 1,5 mln km podmorskich kabli.
Dlatego teraz NATO będzie monitorować ważne kable i rurociągi na Morzu Bałtyckim za pomocą znacznie większej liczby statków, samolotów i dronów.
– NATO rozpoczyna operację Baltic Sentry (Bałtycka Straż) – obwieścił Mark Rutte na konferencji prasowej na zakończenie szczytu Morza Bałtyckiego.
Celem jest wzmocnienie obecności i nadzoru morskiego w kluczowych obszarach sojuszu. NATO będzie współpracować z sojusznikami w celu zintegrowania krajowych zasobów nadzoru, a także w ramach Critical Undersea Infrastructure Network, która obejmuje przemysł, w celu opracowania dalszych sposobów ochrony infrastruktury i poprawy odporności zasobów podwodnych.
Mark Rutte odkreślił również znaczenie zdecydowanego egzekwowania prawa. Wskazał na Finlandię, która wykazała, że możliwe są zdecydowane działania w ramach prawa.
– Kapitanowie statków muszą zrozumieć, że potencjalne zagrożenia dla naszej infrastruktury będą miały konsekwencje, takie jak wejście na pokład, zatrzymanie i aresztowanie – mówił.
Jednak nie tylko Morze Bałtyckie jest strefą ryzyka, ale także Morze Północne. Według zachodnich dyplomatów szczególnie zagrożona jest Irlandia, a jako że kraj ten nie należy do NATO, jest potencjalnie atrakcyjnym celem dla Moskwy. Zwłaszcza że z dna morskiego Irlandii biegną ważne kable danych do USA, a także do Wielkiej Brytanii i Francji.