Praktycznie wszystkie ostatnie przydziały częstotliwości radiowych są oprotestowywane. 1800 MHz z 2007 r. i z 2013 r., 800 MHz Sferii z roku zeszłego… Wybroniła się tylko "900-tka" P4 i Aero2 z 2008 r., ale i to po długich bojach. Do tego dochodzi kwestia, jak naprawdę traktować Networks! w kolejnych aukcjach i przetargach – jako samodzielny podmiot, czy agenta właścicieli. Moim zdaniem, ze strony UKE powinna wyjść inicjatywa i konkretne rozwiązanie, które miałoby na celu stabilizację otoczenia biznesowego, w jakim przyszło działać telekomom. Pewne rzeczy warto wyjaśnić raz na zawsze, a przeszłość oddzielić grubą kreską.
"Opcja zero", to w sumie nic nowego na polskim rynku. Mieliśmy z tym do czynienia i w 2009 r., kiedy to UKE podpisał porozumienie z Telekomunikacją Polską, kończące wieloletnie boje regulacyjne zobowiązaniami inwestycyjnymi telekomu w zamian za zamrożenie stawek hurtowych i wycofanie spraw z sądów. Mieliśmy i w 2011 r., kiedy operatorzy komórkowi dostali wyższe stawki MTR w zamian za inwestycje w "białe plamy" i wycofanie zastrzeżeń dotyczących "dużych" decyzji MTR-owych. W obu przypadkach udało się – przy mniejszym bądź większym zadowoleniu każdej ze stron – dojść do porozumienia i ogłosić zawieszenie broni na konkretnym froncie.
Dziś działania zbrojne trwają przede wszystkim na froncie częstotliwości komórkowych. 1800 MHz z 2007 r. UKE zabagnił sprawą słynnej parafki. W 2013 r. z kolei musi stawiać czoła zarzutom Sferii o nieumiejętności odczytania KRS-u. Sprawa Sferii, to też wieloletnie zaniedbania Urzędu, który bardzo długo nie wiedział, co począć z tym fantem, kończąc wszystko decyzją przesuwającą rezerwację w obszar dywidendy cyfrowej, czym znowu wywołał oburzenie na rynku. Z kolei kwestia Networks! podlega teraz badaniu przez UOKiK, choć na razie na bardzo wstępnym etapie.
Tak, wiele tych spraw wynika z faktu, że otoczenie prawne, w jakim działają telekomy, jest mocno niedoskonałe. Z jednej strony, bardzo utrudnia to sprawne i efektywne zarządzanie rynkiem, z drugiej strony daje oręż telekomom w walce o podważanie wyników przetargów. W grę wchodzą ciężkie pieniądze. Trudno się dziwić, że operatorzy walczą o jak najlepszą pozycję na rynku zarówno ciężką pracą, jak rzucaniem konkurencji kłód pod nogi.
UKE nie jest Urzędem od „ciepłej wody w kranie”. Jest od regulowania rynku, wspomagania konkurencji i rozwiązywania problemów. Twardo, bo na wartym kilkadziesiąt miliardów złotych rocznie rynku nikt nie ma sentymentów. Moim zdaniem, nadchodzi właśnie czas, aby po raz kolejny zastosować "opcję zero". Zdaję sobie sprawę, że sytuacja jest bardzo skomplikowana, ale sprawy zaszły już tak daleko, że należałoby usiąść do negocjacji z rynkiem, aby znaleźć jakieś sensowne wyjście, z którym nikt nie będzie czuł się przegrany.
Ale to już chyba tak naprawdę zadanie dla nowego Prezesa UKE…