W UKE powstał dodatkowy szczebel organizacyjny. Czy łączenie wojewódzkich delegatur w większe regiony, to oznaka coraz większych problemów z delegacją uprawnień lub świadectwo zamiłowania do centralizacji?
Trudno zgadnąć powody, dla których Urząd Komunikacji Elektronicznej zdecydował się na przeprowadzenie zmian organizacyjnych, dokonując łączenia delegatur w cztery struktury nadrzędne. W ten sposób de facto powstał dodatkowy szczebel organizacyjny.
Zazwyczaj powodem takich ruchów jest to, że coś źle funkcjonuje – system przestał się sprawdzać, zmurszała struktura nie odpowiada wyzwaniom nowych czasów albo po prostu pojawia się w kierownictwie ktoś, kto chce się wykazać, zaznaczyć swą obecność i udowodnić, że wie lepiej (jest mądrzejszy niż poprzednicy). W przypadku urzędów niestety, to ostatnie nader często ma miejsce (eksperymentować można praktycznie bezkarnie).
Delegowanie części zadań z centrali do delegatur wojewódzkich, które są znacznie bliżej lokalnych rynków miało sens i przez lata w UKE nieźle funkcjonowało. Oczywiście, zawsze jeden dyrektor delegatury będzie bardziej rzutki, a drugi mniej. Jedna placówka sprawniej poradzi sobie z zadaniami, a inna z oporami. W sumie jednak w przypadku UKE organizacja do tej pory się sprawdzała.
Pomysł wprowadzenia szczebla pośredniego między centralą UKE a delegaturami – zapewne w teorii po to, by usprawnić procesy – mnie kojarzy się z gierkowską reformą przemysłu z lat 70. ubiegłego wieku, w ramach której postanowiono tworzyć Wielkie Organizacje Gospodarcze (tzw. reforma WOG), a co zaowocowało powstaniem zjednoczeń, kombinatów, wielkich zakładów przemysłowych. Podstawowym argumentem były korzyści skali i to chyba też jest jeden z celów reformy organizacyjnej w UKE. Na czele regionów stać będą tzw. koordynatorzy, których zadaniem będzie „optymalne wykorzystanie zasobów delegatur” – a to chyba można odczytać jako urzędnicze „korzyści skali”.
Ciekawe są też określenia zadań koordynatorów, których używa kierownictwo UKE: „reprezentowanie regionu”, „uzgodnienie wytycznych”, „przekazywanie ustaleń”, „zbieranie informacji o zagrożonych zadaniach”. Czy to nie przypomina nowomowy z tzw. okresu minionego?
Jak bowiem uzasadniał reformę WOG na VI. zjeździe PZPR Edward Gierek?
– Unowocześniając nasz system planowania i zarządzania, trzeba dążyć do tego, aby zwiększać skuteczność centralnego planowania i kierowania gospodarką narodową, a jednocześnie rozszerzać samodzielność i inicjatywę zjednoczeń, kombinatów i zakładów pracy w realizacji zadań produkcyjnych – argumentował pierwszy sekretarz.
Oczywiście w UKE raczej nie posuną się do tego, by wymagać od koordynatorów tworzenia planów 5-letnich.Ta idea bowiem skompromitowała się na dobre.
Warto jednak przypomnieć, że reforma WOG – choć miała wpisywać się w nurt decentralizacji gospodarki socjalistycznej, który przetoczył się przez kraje bloku wschodniego w latach 60. i 70., a zapoczątkowany został przez reformy Nikity Chruszczowa w ZSRR – paradoksalnie stała się znakiem centralizacji. A to nie wyszło jej na dobre. Jak funkcjonowało w praktyce, można oglądać dziś w niejednej komedii Stanisława Barei. Tę chęć centralizacji można dostrzec także w przeprowadzanych zmianach organizacyjnych w UKE.
Pomysłodawcom reformy WOG z epoki gierkowskiej nie można (wbrew pozorom) odmawiać dobrych chęci. Była to bowiem próba korekty niedoskonałości funkcjonowania gospodarki centralnie planowanej (co chce osiągnąć UKE, nie za bardzo wiadomo, bo sformułowania trącące nowomową tego nie wyjaśniają). A jedną z przyczyn fiaska była niechęć instytucji centralnych do faktycznej delegacji uprawnień. Oby nie stało się to też problemem obecnego kierownictwa UKE.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.