Firmy oferujące internet satelitarny klientom indywidualnym w Polsce nigdy wielkiego biznesu nie zrobiły. Czy ze Starlinkem będzie inaczej? Virgin Mobile też kiedyś wierzył, że zdynamizuje nasz rynek MNVO i będzie w Polsce jego główną siła napędową… Firma Elona Muska wydaje się mieć jeszcze mniej atutów.
Przyznam się, że trochę mnie dziwi ekscytacja z jaką niektóre media relacjonują, że niedługo w Polsce będziemy mieć dostęp do internetu satelitarnego Starlinka. Wiadomo, że ambicją firmy Elona Muska (zapewne jego nazwisko jest przyczyną ekscytacji) jest świadczenie tej usługi na całym świecie. W tym zaś tygodniu pojawiła się w mediach informacja, że Starlink zarejestrował firmę w Polsce.
Rzadko jednak przy tej okazji wspomina się, że z usług internetu satelitarnego można w Polsce korzystać już od przynajmniej kilkunastu lat. Firmy je świadczące zapewniają zaś, że są w stanie dostarczyć praktycznie w każde miejsce kraju. Biznesu jakoś w tym specjalnie nie ma, przynajmniej na rynku klientów indywidualnych. Doświadczyła tego już przed laty Telekomunikacja Polska, która uruchomiła usługę satelitarną w partnerstwie z luksemburską SES Astra. Ta druga firma zresztą niedawno zamknęła swoje biuro w Polsce, choć akurat internet satelitarny nie był nigdy dla SES Astra bardzo istotnym biznesem (ale np. kilka miesięcy temu zawarła ona porozumienie z peruwiańskim operatorem, by dostarczać sat-internet dla firm naftowych i wydobywczych w tym południowo-amerykańskim kraju).
Tak wiem, internet satelitarny Starlinka ma być znacznie lepszy i oferować przepływności nawet powyżej 100 Mb/s – sam Musk mówi o dojściu do poziomu 300 Mb/s w tym roku. Firmy obecnie oferujące w Polski takie łącza mówią zazwyczaj o przepływnościach do 50 Mb/s. W sieci Starlinka mają też być znacznie mniejsze opóźnienia, co zawsze było wskazywane jako jedna z głównych wad technologii satelitarnej.
Przejrzałem kilka stron internetowych dostawców usług satelitarnych w Polsce i ich profili na Facebooku. Rzuca się w oczy, że aktualności, są tam… bardzo nieaktualne (sprzed dwóch lat czy sprzed roku). To może być symptomatyczne, że nikt się o to już nie troszczy. Najwyraźniej taki wysiłek się nie opłaca, kiedy już skończył się początkowy kontrakt z agencją PR.
Kilka lat temu przedstawiciel firmy Europasat, która była dystrybutorem internetu satelitarnego Tooway mówił mi, że takie usługi najlepiej sprzedaje się na Mazowszu, w miejscach wokół Warszawy. Mieszkańcy stolicy, przeprowadzając się na nowe osiedla nie wyobrażają sobie życia bez internetu. Dziś jednak podwarszawscy ISP działają prężniej niż przed pięciu laty i stosunkowo szybko wkraczają w takie miejsca z usługami dostępowymi. Europasat internetem satelitarnym już się nie para, a jej kontynuatorem jest przedstawicielstwo brytyjskiego Bigblue Broadband.
Spojrzałem więc na sprawozdanie tej firmy za 2020 r. Usługi dostępu satelitarnego świadczy ona od 10 lat, starając się poszerzać obszar działalności. Oprócz Wielkiej Brytanii świadczy usługi w Australii, Francji, Niemczech Grecji, na Węgrzech, Irlandii, Włoszech, Norwegii, Polsce, Portugalii, Hiszpanii. W 2020 r. miała 64,9 tys. klientów. I okazuje się, że przyrost ich liczby w ub. r. zanotowała tylko w Australii, gdzie liczba ta wzrosła o 8,6 tys. – do 46,7 tys. W innych obszarach firma notowała już spadki np. Wielkiej Brytanii – o 0,9 tys., a w obszarze nordyckim – o 1,7 tys.
Problemem w tym biznesie okazuje się wysoki churn – na poziomie ponad 22 proc. rocznie. Jak przyznaje firma, kiedy klienci mają alternatywę w postaci innej technologii, zazwyczaj rezygnują z usług satelitarnych. Bigblue Broadband stara się temu zaradzić i zaczyna coraz częściej oferować klientom usługi FWA (ang. Fixed Wireless Access), wykorzystując do tego licencjonowane i nielicencjonowane pasma radiowe. Część abonentów z jego bazy nie korzysta już z internetu satelitarnego.
Przykład Bigblue Broadband pokazuje, gdzie Starlink może liczyć na klientów – są to takie kraje, jak Australia, USA (obszary wiejskie), obszary Ameryki Południowej czy Afryki, gdzie dla internetu satelitarnego nie ma alternatywy.
A w Polsce? W raporcie o stanie rynku telekomunikacyjnego w 2020 r. Urząd Komunikacji Elektronicznej podaje np., że w naszym kraju znajduje się 15 miejscowości, które są całkowicie pozbawione dostępu do internetu w technologii LTE. Łącznie w miejscowościach tych znajdują się 63 adresy budynków mieszkalnych. Spośród nich 9 miejscowości są całkowicie pozbawione zasięgu sieci – zarówno stacjonarnych i mobilnych. W miejscowościach tych znajduje się 15 adresów budynków mieszkalnych. W porównaniu z 2019 r. liczba miejscowości pozbawionych dostępu do internetu w technologii LTE zmniejszyła się o 9.
Jednym z takich miejsc jest np. schronisko turystyczne w Roztoce. Być może to mógłby być klienta Starlinka. Na stronie internetowej schroniska jest jednak informacja, że mają tam kiosk internetowy i WiFi, więc nie wiem, czy można ufać do końca informacjom UKE. LTE, a tym bardziej 5G, zapewne szybko także nie zawita do klimatycznej Tarnawy Niżnej w Bieszczadach, bowiem leży ona w pobliżu granicy z Ukrainą, w samym południowo-wschodnim rogu Polski.
Owszem dobrze wiemy, że problem z dostępem do internetu mają nie tylko te 63 czy 15 budynków w Polsce, które wykazuje UKE. Często w miejscowościach, które teoretyczne są objęte dobrym zasięgiem komórkowym z dostępem do internetu jest problem. Często doświadczam tego w górach i przysiółkach na krańcach Polski. Ale nie tylko. Dwa lata temu, gdy nocowałem w pensjonacie w Zakopanem, blisko dworca kolejowego, dostęp do internetu mobilnego funkcjonował tylko w nocy. Stacjonarnego nie było. Gdy spytałem właścicieli, przyznali, że jest z tym duży problem, a Orange nie jest zainteresowany budową światłowodu. To więc także potencjalny klient dla Starlinka.
Nie oszukujmy się jednak, że tego typu miejsc są w Polsce miliony czy setki tysięcy. Warto przypomnieć, że przed laty, gdy w Polsce na dużą skalę realizowano budowę regionalnych sieci szerokopasmowych (RSS-ów), pojawili się i u nas lobbyści z europejskich firm satelitarnych. Przekonywali, że np. na Warmii i Mazurach nie warto wydawać pieniędzy na światłowody i lepszym, a na pewno tańszym rozwiązaniem, jest budowa „doliny internetu satelitarnego” (i jego dotowanie). Były też firmy, jak łódzki Infratel, oferujące internet satelitarny Tooway, które startowały w projektach 8.4 POIG na budowę sieci dostępowych w tej technologii. Bez specjalnych sukcesów. Dziś dla Infratela usługi internetu satelitarnego, to biznes marginalny.
A ponieważ skoro już raz przepłaciliśmy za wybudowanie sieci regionalnych (co zauważył w ubiegłym tygodniu w komentarzu Łukasz Dec), by potem ułatwić inwestycje w światłowodowe sieci dostępowe, to teraz nie warto przepłacać za internet Starlinka – przedsięwzięcie skądinąd mocno dotowane przez amerykański rząd (co mocno denerwuje konkurencyjne firmy). No chyba, że ktoś nie ma wyboru.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.