Spekulacje na temat wykorzystania części z wylicytowanej kwoty 9,2 mld zł na budowę infrastruktury szerokopasmowej od początku miały charakter wysoce teoretyczny. Nowy rząd praktycznie od razu po zaprzysiężeniu nie pozostawił wątpliwości, że ten „dar z nieba eksministra Halickiego” wykorzysta do realizacji swych obietnic przedwyborczych. I wcale nie jest żadną niespodzianką i nawet trudno robić z tego zarzut. Tak, jak każde gospodarstwo domowe rząd może mieć swoje priorytety jeśli, chodzi o gospodarowanie pieniędzmi.
Dość kuriozalnie natomiast brzmią wypowiedzi posłów z Komisji Cyfryzacji, Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii, by nie „spoczywać na laurach” i dalej napędzać budżet państwa z tego źródła. No cóż, mnie też osobiście zdarzyło się słyszeć wypowiedź jednego z posłów tej Komisji na zbliżony temat, w której to sprawie wykazał się dość nikła znajomość zagadnienia i można to tylko skwitować, że muszą się oni jeszcze trochę nauczyć o rynku, którego ramy prawne mają kształtować. Nie odmawiajmy jednak nikomu prawa do nauki. Nawet jeśli to parlamentarzyści. I stwierdzam to bez żadnej złośliwości.
Powracając jednak do kwestii budżetowych, zgadzam się z finansistami, czy analitykami, którzy ostrzegają, że problemem dla rządu może być sfinansowanie takich programów jak 500+, który ma poprawić demografię w Polsce. Bo takich przychodów, jak jednorazowe, rekordowe wpływy z aukcji LTE, w przyszłym roku nie będzie.
Jak pokazała sejmowa dyskusja – pokusa, aby czerpać nadal z tego źródła, pozostała. A ponieważ w ostatnich tygodniach, tak często różne środowiska odwołują się do Węgier, to przypomnijmy, że tam rząd postanowił nałożyć dodatkowy podatek na firmy telekomunikacyjne. Miał też zakusy, by wprowadzić podatek od internetu (plan był taki, by obłożyć każdy gigabajta transferu danych opłatą 150 forintów, tj. ok. 2 zł), ale w obliczu protestów z tego pomysłu zrezygnowano.
Dziś w Polsce nałożenie podatku na firmy telekomunikacyjne może się wydawać dość fantastyczne, ale kto wie, czy po supermarketach i bankach nie trzeba będzie znaleźć kolejne dojne krowy. A nawet lokalni samorządowcy wiedzą, że telekomy to „finansowi potentaci”, co można było usłyszeć w dyskusjach o wysokości opłat za umieszczenie urządzeń telekomunikacyjnych w pasie drogowym.
Czy telekomy mają powody do obaw? Raczej jest pewne, że w przyszłym roku budżet państwa będzie potrzebował większych środków, by móc zrealizować choć część z obietnic przedwyborczych (wydatki na program 500+ trzeba będzie finansować od początku roku). Być może część z dodatkowych wpływów rząd będzie mógł uzyskać poprzez lepszą ściągalność podatków, jednak nie będą to sumy porównywalne z wpływami z aukcji LTE, bo w tym przypadku mówi się o kwocie zaledwie 3-4 mld zł.
Oczywiście, w pewnej mierze można liczyć na wzrost gospodarczy, ale i to zapewne nie wystarczy. Rozwiązaniem może być przynajmniej częściowe zamrożenie wydatków. To – jak wiadomo jest trudne. Prostsze są ekstrapodatki, np. na firmy telekomunikacyjne. Wszak jak powiedział w telewizji europoseł Ryszard Czarnecki: „Polak Węgier dwa bratanki, nie tylko od szklanki”.