Zapewniamy, że każdorazowo CPPC stara się weryfikować wyniki własnych działań, a podobna analiza jaka miała miejsce po II konkursie została już zlecona.
W tym miejscu chcemy odnieść się także do liczb zaprezentowanych w artykule. W rzeczywistości nie wyglądają one tak skandalicznie, jak przedstawia to autor artykułu.
W artykule autor porównał całkowitą liczbę gospodarstw domowych do minimalnego zobowiązania pokryciowego na 22 obszarach na które złożono wnioski (z ostrożności do czasu zakończania oceny CPPC nie podaje zadeklarowanej liczby HP, gdyż nie wiadomo, który wniosek przejdzie ocenę merytoryczną i uzyska najwyższą ilość punktów). Trudno zarzucić autorowi braku wiedzy na temat tego, jak funkcjonują założenia konkursu.
Pozwolę sobie jednak przypomnieć, generalne założenia:
- Całkowita liczba gospodarstw domowych, jest to liczba wszystkich białych punktów adresowych na danym obszarze, jest każdorazowo podawana w celu uelastycznienia i uatrakcyjnienia warunków konkursowych (rozszerzenia doboru punktów adresowych).
- Minimalna liczba gospodarstw domowych do objęcia zasięgiem – jest to liczba, w stosunku do której wyliczana jest kwota dofinansowania (to na co stać administrację) wszystko pomiędzy całkowitą liczbą gospodarstw domowych, a minimalną liczbą gospodarstw domowych jest „uzyskiem” projektowym, które wnioskodawcy w toku rywalizacji deklarują zwiększając swoje szanse w dążeniu do zakontraktowania danego obszaru.
- dla wszystkich obszarów 40 proc.
- dla 22 obszarów wynosi 38 proc.
Martyna Zastrzeżyńska kierownik zespołu ds. informacyjno-promocyjnych
----
Rada dla CPP: mniej urzędolenia więcej otwartości
Dziękuję pani kierownik zespołu ds. informacyjno-promocyjnych w CPPC za odniesienie się do treści mojego felietonu w TELKO.in i zawartych w nim spostrzeżeń na temat 4. konkursu 1.1 POPC oraz działalności instytucji, którą pani Martyna Zatrzeżyńska reprezentuje.
Żałuję jednocześnie, że nie do wszystkich jego wątków i pytań pani kierownik zespołu ds. informacyjno-promocyjnych się odniosła, np., co zadecydowało, że obszarów konkursowych było 35, a nie 50, a co spowodowało wyeliminowanie już przed konkursem wielu potencjalnych zainteresowanych przedsiębiorców inwestycjami. Nie wiemy też, jaki CPPC – chociażby wstępnie – ma pomysł na obszary, na które nikt nie złożył wniosków w 4. konkursie 1.1 POPC. Wiemy już natomiast jedno, że w tym roku konkursu 1.1 POPC już nie będzie.
Odnosząc się do argumentów przedstawionych przez panią kierownik zespołu ds. informacyjno-promocyjnych w CPPC pozostanę jednak przy stanowisku, że instytucja publiczna powinna działać jawnie rozdzielając środki publiczne.
Nie jestem prawnikiem, by wdawać się w polemikę czy zapisy ustawy wdrożeniowej dają CPPC prawo do nie ujawniania, kto ubiega się o dotację. Nie widzę jednak racjonalnych powodów, by CPPC było od tego zwolnienia, a takie informacje muszą upubliczniać np. operatorzy wybierając wykonawców projektów realizowanych w ramach 1.1 POPC. Listę operatorów, którzy składają wnioski w konkursach na podłączenie w ramach OSE publikuje także NASK. Nie bez powodów nałożono też na instytucje publicznej obowiązek udostępniania dokumentacji z przebiegu przetargów w BIP, w co wchodzi również publikowanie dokumentu, kto złożył oferty w postępowaniu i z jaką ceną.
W przeszłości zresztą – o ile mnie pamięć nie zawodzi – takie listy podmiotów składających wnioski w konkursach POPC (a wcześniej POIG), CPPC (a wcześniej WWPE) publikowała. Dlaczego ta dobra praktyka się zmieniła nie wiem, a argumentu o ochronie wnioskodawców przed próbami nacisków i nieetycznych propozycji składanych przez podmioty rywalizujące nie do końca rozumiem. Nie wydaje mi się, żeby w przypadku konkursów 1.1 POPC było to powszechne zjawisko, a jeśli takie przypadki się zdarzały – czy to nie jest raczej sprawa dla prokuratury niż powód do zawieszenia zasady transparentności postępowań?
Rozumiem jednak, że CPPC znalazła sobie jakiś kruczek prawny, by takich list nie publikować.
Przestrogą dla CPPC może więc niech będzie przykład losów dyskusji czy energetyka ma budować system łączności (m.in krytycznej) wykorzystując pasmo 450 MHz w technologii LTE czy Tetra. Powstały na ten temat dwie konkurencyjne ekspertyzy – jedna wykonana przez Instytut Łączności na zlecenie Polskiego Towarzystwa Przesytu i Rozdziału Energii Elektrycznej (PTPiREE) optująca za Tetrą została utajniona i zasadniczo nigdy nie przedstawiona otwarcie opinii publicznej. Druga przygotowana przez Instytut Telekomunikacji Politechniki Warszawskiej (IT PW) na zlecenie PGE Systemy, do której każdy może zajrzeć w internecie. Co więcej, jej autorzy przyszli otwarcie na spotkanie z mediami i byli gotowi odpowiadać na każde pytanie. Czyje argumenty lepiej trafiły do opinii społecznej i czyja strategia lepiej przysłużyła się sprawie. Nie ma wątpliwości, że PGE Systemy i PW. Jeśli ktoś bezinteresownie i z przekonaniem optował za Tetrą w energetyce, to dziwne postępowanie PTPiREE wybiło z jego ręki wszelkie argumenty i musiało go zawstydzić.
Sytuacja z polityką informacyjną powtarza się zresztą od lat niezależnie od formacji, która jest u władzy. Werbalnie każdy nowy rząd i instytucja publiczna deklaruje jawność i transparentność działań. Potem jednak praktyka od tego mocno odbiega, bo jawność i transparentność są prostu niewygodne. Niestety, jak pokazuje przykład CPPC, w Polsce instytucje publiczne uważają, że mają w tym zakresie swoje własne prawa. Jednak ma też to konsekwencje często dla nich samych, czego może nawet nie dostrzegają, niezdolne do refleksji nad takimi praktykami. Oto przykład – zamieszczoną, w TELKO.in informację „Droga przez mękę regulatora, by PIT był użyteczny”, w której informowaliśmy, że po trzech latach funkcjonowania Punktu Informacji Telekomunikacyjnej (PIT) Urząd Komunikacji Elektronicznej zdołał namówić 150 samorządów w Polsce na przekazywanie mu informacji np. o wysokości stawek opłat za zajęcie pasa drogowego i innych danych użytecznych dla inwestorów prowadzących w prowadzeniu inwestycji, ktoś - nie bez racji - skomentował, że to efekt tego, że urzędnicy w jst po prostu „olewają" tego typu obowiązki informacyjne. – Może więc ustalmy zasadę, że przedsiębiorcy telekomunikacyjne przekazują od siebie proporcjonalne tyle danych do UKE, ile ten otrzymuje do PIT od jst – zadrwił. Oczywiście to niemożliwe, bo przedsiębiorców można wziąć za gardło i karami zmusić do przesłania danych.
Samorządowy, podobnie jak CPPC, uważają, że obowiązki informacyjne mogą interpretować po swojemu, a efektem tego jest, że PIT prowadzony przez UKE wygląda jak wygląda, czyli żałośnie. A UKE dodatkowo musi wydawać publiczne – było nie było – pieniądze na kampanie promocyjne, konferencje dla jst i namawiać je, by jednak, jakieś dane mu przekazywały. I też z miernym skutkiem.
Brak jasnych zasad i własne interpretacje, co do tego, jakie instytucje publiczne mają obowiązki (oczywiście także te informacyjne) względem społeczeństwa w efekcie zaś prowadzi do takich skrajności, jak ta sprzed kilku dni z radiową Trójką, która unieważniła notowanie listy przebojów, które wygrała piosenka Kazika krytykująca Jarosława Kaczyńskiego. Oczywiście, dyrektor stacji – podobnie jak CPPC – miał swoje argumenty, by zrobić to, co zrobił. Tam musiało się to skończyć skandalem, bo grono osób, które sprawa zainteresowała to miliony. CPPC jest natomiast niezbyt znaną – z całym szacunkiem – szerokiej opinii społecznej instytucją, co też pozwala jej skuteczniej chować swe działania za kurtyną. A tak być nie powinno, skoro instytucja ta dzieli spore publiczne (nie swoje) pieniądze. Gdy np. porównamy jej otwartość informacyjną z bardziej znanym szerszej opinii UKE (choćby z tego powodu, że ogłasza takie aukcje jak na 5G) to jest to niebo a ziemie. I UKE, do którego działań odnoszę się często krytycznie, może w tym obszarze być na dziś dla CPPC niedoścignionym wzorem do naśladowania. A UKE w dodatku, w odróżnieniu od CPPC, pieniądze dla budżetu „zarabia”.