BT porozumiało się z brytyjskim regulatorem rynku telekomunikacyjnego i wydzieli ze swoich struktur hurtową spółkę Openreach. Porozumiało się bez silniejszych sporów, co ewidentnie jest znakiem czasu. Tego, co już dawno za nami i tego, co już niedługo przed nami.
Tak, jak 12 lat temu – kiedy powstał pion Openreach – brytyjski operator zasiedziały znowu podjął „dobrowolną decyzję”... silnie zachęcany przez regulatora. Znowu raczej nie było mu to w smak, co można poznać nawet z rozmów z menedżmentem grupy BT w Polsce. Najwyraźniej jednak brytyjska kultura preferuje dobrowolne, choćby pozornie, porozumienia. Z drugiej strony: czy tak naprawdę BT miałoby czego bronić?
W przeciwieństwie do Polski, brytyjski dostęp regulowany kwitnie. No, może nie koniecznie kwitnie, ale funkcjonuje i jest istotnym elementem rynkowej rzeczywistości. Na tyle istotnym, że operatorzy alternatywni od lat suszą głową Ofcomowi o jeszcze korzystniejsze dla siebie warunki działania na sieci BT. Wodą na ich młyn było przejęcie sieci komórkowej EE, dzięki czemu brytyjski operator zasiedziały znowu jest kompletnym graczem, ale zarazem zaostrzy konkurencję na rynku usług konwergentnych. Mógłby mieć zatem większą pokusę podstawiania konkurentom nogi w dostępie regulowanym. Stąd formalna separacja Openreach. Nowa spółka w ogóle nie będzie związana interesami całej grupy BT i ma po prostu sprzedawać w hurcie, ile się da, linii abonenckich.
Powiedzmy jednak, że to nie jest żadna rewolucja, a ewolucja sytuacji zapoczątkowanej w poprzedniej dekadzie. BT może nie jest zachwycone separacją, ale szat dzisiaj nie rwie. Sieć dostępowa nie jest tak cennym aktywem, jak 15 lat temu, skoro własną infrastrukturę NGA rozbudowuje Virgin Media, a z xDSL-em z powodzeniem konkurują cztery sieci LTE. Sieć stacjonarna operatora zasiedziałego przestaje być łaskawie wydzielanym dobrem, a staje się towarem, z którego sprzedażą trzeba się coraz bardziej natyrać, więc rośnie wartość skutecznych partnerów hurtowych. W Polsce też się tak dzieje.
I dotyczy to nie tylko operatora zasiedziałego, ale tak samo mniejszych konkurentów, którzy od lat intensywnie rozbudowują własne sieci. Lokalni ISP, którzy na ogół znacznie lepiej czują się z budową i zarządzaniem siecią, niż ze sprzedażą usług i obsługa klientów, pierwsi dali hasło. Łatwiej było wybudować sieci za pieniądze z POIG 8.4, niż je wypełnić sprzedanymi usługami. Czemu zatem nie udostępnić tych sieci Orange Polska?
Bardzo przemyślna jest strategia wielkopolskiej Inei, która wobec zmian na rynku, woli zachować silną (może nawet monopolistyczną) pozycję na rynku infrastruktury, ale bez grymasów udostępniać ją service providerom.
Orange zdaje się jeszcze pogrążono w lekkiej schizofrenii. O ile bez najmniejszych oporów – ba... z entuzjazmem! – udostępnia sieć ADSL (bo trudno ją sprzedać), to nie widać, aby starał sie jakoś stymulować popyt na produkty hurtowe w sieci VDSL, czy w nowej sieci FTTH. Chociaż uczciwie trzeba zauważyć, że nie widać też poważnego zainteresowania ze strony operatorów alternatywnych. Dzisiaj wszyscy budują i modernizują własne sieci!
I dobrze, ale im więcej infrastruktury NGA powstanie w kraju, tym trudniej będzie sprzedać w niej usługi, i tym cenniejsza będzie współpraca hurtowa. Być może za parę lat Orange, podobnie jak BT dzisiaj, bez oporów zgodzi się na wydzielenie biznesu sieciowego. To już nie będzie regulacyjny dopust boży, ale zwykła optymalizacja biznesu.