Wielka Majówka należy do chwil, kiedy zaczynam lepiej rozumieć problem pokrycia kraju siecią dostępową. Problem dla mnie staje się wtedy mniej wirtualny, a bardziej realny. Jak wiadomo nic tak nie boli jak własne cztery litery, więc w takich chwilach staje się gorącym rzecznikiem cywilizacyjnej misji szerokopasmowego dostępu. Siedząc przy biurku w Warszawie jestem dużo bardziej sceptyczny.
Region nie tak daleko od stolicy, ale jednak zabity dechami. Rozwija się, jak cały kraj. Ostatnio nawet jakby szybciej. Dookoła przy swoich grilach i ogniskach "wyjechane" na Wielką Majówkę białe kołnierzyki. Ekstrapolując, co widzę wokół siebie szacują najmniej 1,5 mobilnego urządzenia na osobę w promieniu 5 km. Ja siadam do pisania, szukam natchnienia w informacjach z minionego tygodnia... Przepraszam, staram się szukać, bo dostęp do internetu... ledwo, ledwo...
Łącze, oczywiście w sieci mobilnej. Mam to szczęście, że mogę przetestować wszystkie cztery. Trzy z nich teoretycznie dają HSPA, ale o dziwo najwygodniej korzystać z EDGE w czwartej z nich. Łapię pewnie jakiś nadajnik "dalekiego zasięgu", więc sygnał jest stabilny. W sieciach 3G komórka wciąż "oddycha", przełącza między technologiami dostępowymi. No porażka! Czynności wstępne, do których należało złapanie zasięgu i przejrzenie wydarzeń z minionego tygodnia zajęły mi pół godziny, zamiast 5 min. A to jest właśnie moja produktywność, bo poza normalną (no, może prawie normalną) pracą dla serwisu zaplanowane mam jeszcze wycinanie żywopłotu!
W takich warunkach łatwiej mi zrozumieć problemy wszystkich mieszkańców kraju, którzy nie mieszkają w centrach zurbanizowanych okolic. Nie wiem tego na pewno, ale przypuszczam, że na jakość sieci klnie także handlowiec, który zbiera zamówienia od okolicznych sklepików na piwo, podwawelską, musztardę, brykiety węglowe i podpałkę (tego przecież nie może zabraknąć). Być może właściciel sklepu w mojej wsi, który w pierwszy dzień miesiąca chce przekazać zeskanowane faktury do biura księgowego. Albo lokalna "złota rączka", która umówiła się z którymś z przyjezdnych mieszczuchów na malowanie płotu, nie może trafić, ani upewnić się, co do adresu, bo brak zasięgu sieci komórkowej. Każde z nas jest w pracy. Po części tylko dzięki zasięgowi sieci. Żadne z nas nie marzy o 30 Mb/s, bo wystarczy 512 kb/s byle stabilnie i bez zrywania.
Do dobrego człowiek się przyzwyczaja, więc od kiedy przyzwyczaiłem się, że w ogóle mam zasięg na mojej wsi, to jeszcze - wiem, to roszczeniowe - chciałbym, żeby był szybki i stabilny. Jest taki sobie, więc kończąc komentarz zastanawiam się, ile razy łącze mi się "wywali" podczas publikacji, a tekst online przy tej okazji "rozsypie". Jeżeli czytacie te słowa, to znaczy, że się udało. Ale uwierzcie, że było irytująco. Mam nadzieję, że moja "biała plama", nie jest taką na zawsze.