Jakiś czas temu na TELKO.in ukazał się ciekawy wywiad z Miroslavem Rakowski. Były szef T-Mobile Polska sugeruje w nim, że gdyby regulator rynku nie umożliwił startu Playowi, czwartemu graczowi, rynek komórkowy i telekomunikacyjny w Polsce wyglądałby zdrowiej. A już na pewno w znacznie lepszym stanie byłaby infrastruktura, bo operatorzy komórkowi mieliby więcej środków na inwestycje. Moim zdaniem z tym twierdzeniem trudno się zgodzić. Pewne tylko, że gdyby nie Play, to znacznie lepiej miałaby się dzisiaj trójka zasiedziałych graczy (ich akcjonariusze, zarządy i pracownicy).
Przed pojawieniem się Playa polski rynek komórkowy miał wszelkie znamiona oligopolu, a konkurencja cenowa prawie nie istniała. Owszem, operatorzy starali się może różnicować produkty, prowadzili kampanie reklamowe, ale z obawą: byle nie naruszyć równowagi i nie spowodować niespodziewanej reakcji rywali, co mogło grozić niespodziewanymi stratami.
Warto przypomnieć choćby, jak funkcjonowała usługa przenoszenia numerów. Proces trwał ponad miesiąc, wiązał się z wieloma niedogodnościami (m.in. opłatą za usługę). Pod względem czasu, jaki zabierała przenośność byliśmy w Polsce do 2009 roku rekordzistami w Unii Europejskiej. Wszędzie było szybciej. Trójka operatorów przekonywała zaś publicznie, jak skomplikowana jest to operacja. I warto też przypomnieć, że gdy dziś około 1,5 mln osób rocznie przenosi w Polsce numery, to od 2006 r. do końca 2008 r. było to zaledwie 360 tys. Głównie dlatego, że trójka dominujących operatorów tego nie chciała. Nie chciała też wpuścić operatorów wirtualnych, robiąc wszystko by zaczęli działać jak najpóźniej. Takie były tylko niektóre skutki oligopolistycznej struktury rynku.
Trudno też raczej zaprzeczyć, że to właśnie czwarty operator powodował największe zmiany na rynku i przyjął niemal na stałe rolę innowatora.
Były szef T-Mobile uważa jednak, że dla klientów byłoby lepiej bez Playa, bo może płaciliby trochę wyższe rachunki, ale mogliby korzystać z lepszej infrastruktury – nie tylko mobilnej, ale być może i światłowodowej. To stwierdzenie dziwi mnie o tyle, że T-Mobile od dłuższego czas lubi podkreślać, jaką to w ramach kooperacji z Orange wybudowano świetną sieć o europejskim standardzie. Rozumiem więc, że gdyby T- Mobile nie musiał ponosić kosztów konkurencji z Playem, to być może mógłby sobie pozwolić na takie inwestycje samodzielnie, bez partnerstwa z Orange. O ile oczywiście właściciele i akcjonariusze operatora nie woleliby zatrzymać większych zysków. Czy to jednak byłby zysk dla rynku?
Nie jestem też przekonany, że operatorzy komórkowi zaczęliby masowo inwestować w dostępową sieć światłowodową. Można oczywiście rozważać scenariusz, że gdyby nie koszty konkurencji z Playem, to T-Mobile kupiłby np. Netię lub jakąś sieć kablową, jak to się dzieje na innych rynkach (np. przejęcie Kabel Deutschland przez Vodafone). Nie za bardzo jednak wierzę, aby akcjonariusze operatora byli skłonni inwestować w światłowody w obszarach białych, czy szarych plam. No chyba, że korzystaliby z funduszy unijnych.
Można raczej przypuszczać, że bez "oddechu Playa na plecach” obrastaliby dalej w sadło i tkwili w swoich "bizancjach". Tak, jak powiedział Zygmunt Solorz- Żak o Polkomtelu w wywiadzie dla Forbesa: "Faktycznie w Polkomtelu zastaliśmy bizancjum, było chyba około 120 dyrektorów. Dziś jest nieco ponad 50, a część już wspólnie z Cyfrowym Polsatem. Proszę sobie wyobrazić, jak dzięki temu obniża to koszty funkcjonowania grupy."
Można zrozumieć, że Miroslav Rakowski źle ocenia politykę regulacyjną na rynku telekomunikacyjnym w latach 2006-2011, bo skutkiem sytuacja finansowa jego firmy znacznie się pogorszyła. Jednak jednym z celów tej polityki była likwidacja skutków rynkowego oligopolu i to się udało. Był jak wyniszczająca choroba, wobec której trzeba było podjąć terapię. Na marginesie,przypadek polskiego rynku komórkowego przed 2007 r. wykorzystywany bywa do zademonstrowania studentom ekonomi, jak działa w praktyce oligopol.
Dziś zresztą można się już zastanawiać, czy oligopol niebawem na rynek nie wróci. Już nie trzech, a czterech operatorów. Kiedy bowiem każdy z graczy znowu będzie miał mniej więcej po równo, to i Play może dojść do wniosku, że bardziej opłaca się trzymać status-quo, niż podejmować ryzykowne i kosztowne gry o pozyskanie kolejnych abonentów.