- Senat teraz proceduje nad zmianą obowiązującego prawa w Polsce, które w dużej części uwzględnia postulaty [w sprawie udostępniania danych telekomunikacyjnych] zgłoszone przez NIK- mówił podczas ostatniego posiedzenia sejmowej Komisji Administracji i Cyfryzacji Marek Bieńkowski, dyrektor Departamentu Porządku i Bezpieczeństwa Wewnętrznego NIK.
Na tym właśnie posiedzeniu Najwyższa Izba Kontroli przedstawiła Sejmowi wnioski z ubiegłorocznego raportu "Uzyskiwanie i przetwarzanie przez uprawnione podmioty danych z bilingów, informacji o lokalizacji oraz innych danych".
- Obowiązujący stan prawny co prawda pozwala szybko i sprawnie pozyskiwać wszelkie dane, których potrzebują służby, jednak nie ma wystarczającego systemu chroniącego prawa i wolności obywatelskie przed nadmierną ingerencją ze strony państwa - podsumował wyniki kontroli Marek Bieńkowski.
W swoim sprawozdaniu NIK wspomina między innymi, iż sądy nagminnie łamią procedury domagając się danych bilingowych i udostępniania treści SMS w sprawach cywilnych, w tym rozwodowych. Ponadto, że brak obiektywnych danych na temat pozyskiwania danych, ponieważ Urząd Komunikacji Elektronicznej nie weryfikuje otrzymywanych od operatorów informacji sprawozdawczych, a więc publikowanego przez niego raporty obarczone są dużym błędem. Obecni podczas dyskusji przdstawiciele UKE tłumaczyli to trudnościami w pozyskaniu danych od operatorów.
Podczas dyskusji poseł Antonii Mężydło wskazywał, że rozpatrywany był już kiedyś projekt uruchomienia centralnego systemu, gromadzącego dane bilingowe, który zdejmowałby z barków przedsiębiorców telekomunikacyjnych przynajmniej część obowiązków związanych z udostępnieniem danych telekomunikacyjnych. Ułatwiłby monitoring pozyskiwania danych i raportowanie tych czynności. Projekt ten nie wyszedł jednak poza fazę koncepcji.
Marek Bieńkowski mówił także, że gorąco komentowana przez media liczba 1,8 mln zapytań o dane w 2012 r., jaką zaraportował UKE jest przeszacowana i niesprawiedliwie stawia Polskę w szeregu państw wyjątkowo inwigilujących społeczeństwo. Zdaniem Marka Bieńkowskiego ta liczba jest przeszacowana, ponieważ z powodu przenośności numerów w sprawie jednego abonenta pada niekiedy kilka pytań. Ponadto służby okresowe weryfikuję dane tych samych abonentów. Poza tym opublikowane przez UKE dane nie są w pełni porównywalne z innymi krajami Europy, ponieważ np. we Francji nie wykazywane są w raportach zapytania o tzw. książkę telefoniczną, czyli przyporządkowanie numeru telefonu do użytkownika. Tymczasem na takie czynności przypada kilkaset tysięcy zapytań rocznie.
Niemniej jako wnioski pokontrolne NIK przedstawiła cztery postulaty:
- określenie katalogu spraw, przy których dopuszczalne jest pozyskiwanie danych przez uprawnione służby,
- ustanowienie organu kontrolnego, nadzorującego pozyskiwanie danych telekomunikacyjnych,
- zagwarantowanie niszczenia wykorzystanych już w czynnościach operacyjnych danych telekomunikacyjnych,
- opracowanie ujednoliconych formatów sprawozdawczych, które pozwolą na jakościowy i ilościowy monitoring pozyskiwania danych telekomunikacyjnych (zdaniem NIK powinny zawierać informacje o pozyskanych numerach telefonicznych lub numerach IP; liczbie osób, których dane były pozyskiwane; liczbie ustaleń obejmujących wyłącznie dane osobowe użytkowników; łącznej liczbie odmów udostępnienia danych; informacji na temat rodzaju spraw, w których pozyskiwano dane wraz z oceną skuteczności tego środka).
Według Marka Bieńkowskiego te postulaty znalazły odbicie w inicjatywie ustawodawczej, jaką ma podjąć w tej sprawie Senat. W serwisie internetowym izby wyższej brak na razie informacji o takich pracach, ale mogą nie mieć jeszcze kształtu projektu ustawy.
Postulaty, jaki zgłasza NIK zdają się mieć większy wpływ na służby, które pozyskują dane, niż na udostępniających je operatorów. Silniejszy nadzór na procesem pozyskiwania danych może jednak ograniczyć liczbę zapytań, tym bardziej, że w tym kierunku idą zalecenia Komisji Europejskiej.