Zobowiązania jakościowe w projekcie aukcji 5G, to przełom na rynku. Lub też wielkie nic. Zależy, jak dobrze regulator czuje rzeczywistość.
No i konsultacje aukcji 5G wystartowały. Zbyt długie oczekiwanie i przeciążenie napięciem czasem powoduje, że jak coś się już zadzieje, to potem zamiast radości i entuzjazmu przychodzi zmęczenie i apatia. Może dlatego, jak zauważył jeden z zacnych kolegów (pozdrawiam!), „tyle przez kilkanaście miesięcy było hałasu, a teraz temat żył jeden dzień!?”. Spokojna jego głowa. Temat wróci. Na razie wszyscy żyją Świętami. Potem wrócą do pracy i dziennikarze, i… lobbyści. Znowu usłyszymy o aukcji 5G. Żeby nam jeszcze bokiem nie wyszło.
Ja osobiście jestem nie tyle zmęczony tematem, ile – po kilkunastu miesiącach oczekiwania, wzrostów napięcia i kolejnych zawodów – nieufny. To znaczy uwierzę, że aukcja startuje, jak Prezes UKE opublikuje formalne ogłoszenie. I aż do przydziału rezerwacji będę się nerwowo zastanawiał, co może pójść nie tak. Kilka poselskich interpelacji z grudnia br. wskazuje, że nie każdemu to postępowanie jest na rękę. Tęgie głowy już pracują, jak prawnie podważyć dokumentację, w tym zobowiązania jakościowe i pokryciowe oraz wymogi dotyczące cyberbezpieczeństwa. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Ja bym tylko bardzo chciał, aby postępowanie zakończyło się przed wyborami parlamentarnymi. Nie chcę się zastanawiać, co i kto może obiecywać zwycięskiemu ugrupowaniu w zamian np. za szybkie unieważnienie aukcji. Spodziewam się, że będzie ona przedmiotem jeszcze wielu komentarzy na TELKO.in w 2023 r.
Tymczasem wróćmy do wymogów pokryciowych i jakościowych. W 2020 r. Prezes UKE był wyjątkowo łaskawy dla operatorów i postawił im wymaganie czysto symboliczne. Ja im starszy, tym mniej wierzę w „niewidzialną rękę rynku”, a przynajmniej jestem głęboko przekonany, że nie załatwia ona wszystkiego i optymalnie (że decydentom to się też nie zawsze udaje, to inna sprawa). Dlatego nie uważam, by wymagania pokryciowe stanowiły coś zdrożnego. Uważam, że są bardziej zasadne, niż śrubowanie wyceny pasma. Jak się ma do realiów to, co zaproponował Prezes UKE przeczytamy w opiniach operatorów. Te opinie trzeba oczywiście czytać z dystansem, bo operatorzy będą utrzymywali, że to w ogóle nie ma sensu i jest horrendalnie drogie.
Zupełnie inna sprawa, to zobowiązania jakościowe. To jest rzecz bez precedensu, jeżeli nie liczyć dyskusji na temat realizacji POPC za pomocą technik radiowych. Dyskusji, jak się ostatecznie okazało zupełnie jałowych. Wszyscy żeśmy się nadyskutowali, a żaden z operatorów mobilnych w POPC nie wystartował. Jeżeli to, co teraz zaproponował UKE ma realne podstawy – techniczne i ekonomiczne, to w ciągu dekady możemy się spodziewać naprawdę dobrej jakości komunikacji mobilnej w Polsce.
Prezes UKE coś tam z operatorami negocjował, ale nie wiem, czy przedstawione we wtorek propozycje, to konstruktywny efekt tych negocjacji, czy tylko wstęp do drugiej rundy targów – już pod okiem opinii publicznej. 100 Mb/s dla 99 proc. gospodarstw domowych w Polsce i na 95 proc. terytorium kraju brzmi ambitnie. Według mnie: zbyt ambitnie. Nie wierzę w możliwość osiągnięcia takich wskaźników w sieci mobilnej – za dużo jest zmiennych.
Oczywista, wszystko jest kwestią interpretacji. Dokumentacja mówi o przepustowości, a więc na upartego wystarczy by technika (choćby w warunkach laboratoryjnych) spełniała takie parametry, a zobowiązaniu będzie zadość. Nikt wszak nie obiecuje takich parametrów zawsze. Druga sprawa to weryfikacja realizacji tych zobowiązań. Oparcie na danych o infrastrukturze, to śmiech na sali. Pole do permanentnych przekomarzań między abonentami, regulatorem i operatorami, czy teoretycznie warunki zostały spełnione. Narzucanie wymagań jakościowych ma sens wyłącznie wtedy, jeżeli wozy testowe UKE będą non stop jeździły po kraju i weryfikowały wymagane oraz zadeklarowane parametry sieci.
Dla operatorów to będzie czysty biznes. Spełnią oczekiwania UKE tylko wtedy, jeżeli to się ekonomicznie dopnie. I zrobią wszystko, by rzeczywistość interpretować na swoją korzyść i nie wydać więcej CAPEX, niż by to wynikało ze zwykłego biznesplanu. Ostatecznie taniej będzie im zapłacić karę za niespełnienie warunków jakościowych, ponieść koszty wizerunkowe takiej kary, niż budować i utrzymywać obiekt, z którego korzysta pięć terminali na krzyż.
Prezes UKE dokona rynkowego przewrotu, o ile jego propozycja mieści się w widełkach rynkowego realizmu (wliczając w to konieczność dociśnięcia operatorów). Jeżeli niewłaściwie zdefiniował granice realizmu, to skończy się na PR-owym humbugu, o którym za 3 lata nikt już nie będzie pamiętał.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.