Analitycy i inwestorzy będą musieli się przyzwyczaić do tego, że telekomy intensywniej, niż do niedawna inwestują w infrastrukturę. Bez tych inwestycji nie będą w stanie w przyszłości dzielić się zyskiem z akcjonariuszami – pisze Parkiet.
Gazeta zauważa, że w ostatnich latach telekomy traktowane były przez analityków – a w ślad za nimi przez inwestorów – jako typowe dojne krowy. Miały regularnie płacić dywidendę, a jej wysokość pośrednio określała wycenę akcji operatora. Wskazany był też wykup akcji za pożyczane na rynku pieniądze. Zgodnie z tą filozofią nakłady na inwestycje powinny się mieścić w przedziale 10-15 proc. przychodów, a każde odstępstwo traktowane było z wielką surowością.
Jako że zarządy spółek opanowane zostały przez menedżerów starających się spełniać oczekiwania inwestorów, w telekomach zaczął rządzić „szortermizm”, czyli niepatrzenie dalej, niż do jutra. Inwestycje były przykrawane do żądanego przez analityków poziomu, oszczędzano także na utrzymaniu sieci, nie zastanawiano się, jak sieć będzie wyglądać pojutrze, czy za miesiąc, i czy wówczas jej jakość i parametry będą w stanie zaspokoić rosnące z dnia na dzień oczekiwania klientów. Za to były pieniądze na dywidendę. Były na wykup akcji. Akcjonariusze byli szczęśliwi.
Dziś w telekomach konieczne są inwestycje. I trzeba się do tego przyzwyczaić. Bez tego da się świadczyć usług o oczekiwanej przez klientów jakości i zasięgu. A, jak przekonuje Grzegorz Bernatek, analityk firmy doradczej Audytel, wcześniej, czy później każdy będzie chciał mieć w domu światłowód.
Więcej w: Bez inwestycji nie będzie dywidendy (dostęp płatny)