Złodzieje kabli to wciąż spory problem dla operatorów. Orange Polska podaje, że w ubiegłym roku odnotował 861 przypadków ich kradzieży. Najwięcej – w zachodniej (woj. dolnośląskie, lubuskie, wielkopolskie) i północnej części kraju (woj. zachodnio – pomorskie, pomorskie, kujawsko – pomorskie, warmińsko – mazurskie).
Jak podje operator złodzieje najczęściej za cel biorą linie napowietrznych podcinając i przewracając słupy. Czasem dostają się do studzienek telekomunikacyjnych i wyrywając z wiązki kable miedziane. Przy okazji uszkodzeniu ulegają także pozostałe łącza biegnące w danym miejscu, m.in. światłowody. W efekcie na całych obszarach przestaje działać internet, telefony stacjonarne, czasem także komórki. Przywrócenie usług wymaga czasu, a dla klientów, którzy chcą skorzystać z internetu lub zadzwonić – zawsze trwa zbyt długo.
W Orange ubiegłoroczne kradzieże kabli przełożyły się na 27,6 tys. niedziałających usług. Dobra wiadomość jest taka, że liczba kradzieży znacząco spadła w porównaniu z rokiem 2012, kiedy operator odnotował aż 10 tys. takich zdarzeń. Zła – że od 2018 następuje stopniowy wzrost takich incydentów. Niestety, wykrywalność kradzieży jest niska. W ubiegłym roku zatrzymano 77 sprawców.
Orange zauważa, że wzrost aktywności złodziei kabli, może mieć związek z tym, że od kilku lat miedź staje się jeszcze bardziej pożądanym surowcem, ze względu na jej duże zapotrzebowanie w branży nowych technologii. Bez miedzi nie byłoby sieci 5G, big data, czy sztucznej inteligencji. Również silniki samochodów elektrycznych, turbiny wiatrowe, czy panele słoneczne potrzebują znacznie więcej miedzi niż ich wcześniejsze generacje.
I choć Orange od kilku lata intensywnie rozbudowuje sieć światłowodową, to w wielu miejscach w Polsce klienci nadal korzystają z internetu w technologii miedzianej oraz telefonii stacjonarnej. Z łączy ADLS, VDSL, czy VDSL2 korzysta ciągle 1,321 mln klientów operatora, a z telefonów stacjonarnych – 1, 570 mln.