Nawet dwa złote za minutę muszą zapłacić abonenci czterech głównych sieci, jeśli wykonują połączenia zagraniczne do krajów UE. Wzrost cen i ograniczenie promocji na połączenia międzynarodowe, to efekt uboczny wprowadzonych w ostatnich latach unijnych rozwiązań obniżających ceny roamingu. Operatorzy odbijają sobie w ten sposób spadek wpływów i wykorzystują niewiedzę klientów, którym wydaje się, że unijne regulacje obejmują także rozmowy międzynarodowe – pisze Dziennik Gazeta Prawna.
Administracyjne obniżenie, a docelowo zniesienie stawek za roaming w ramach UE jest uważane za jeden z największych sukcesów byłej komisarz ds. agendy cyfrowej Neelie Kroes. Po 15 czerwca 2017 r. opłaty za roaming znikną całkowicie. W całej UE będziemy płacić tyle samo, ile w kraju. Jest tylko jeden haczyk. Regulacje dotyczą jedynie roamingu, czyli sytuacji, kiedy korzystamy ze swojego telefonu za granicą. Jeżeli jednak pozostajemy w kraju, a chcemy zadzwonić np. na Słowację czy do Niemiec, z reguły musimy zapłacić astronomicznie wysokie stawki, oscylujące wokół 2 zł za minutę.
– Unia Europejska w ostatnich latach podejmowała działania mające na celu poprawę warunków funkcjonowania rynku wewnętrznego usług roamingowych. W przypadku połączeń międzynarodowych takie regulacje nie występują i nie są przedmiotem prac legislacyjnych zarówno na poziomie krajowym, jak i UE – informuje DGP Ministerstwo Cyfryzacji.
Minuta rozmowy z komórki w sieci Orange do niemieckich, czy słowackich sieci komórkowych kosztuje 2,30 zł, a telefonując na unijne numery stacjonarne, zapłacimy 2,07 zł za minutę. Trochę taniej jest w Plusie. Jest to też jedna z niewielu sieci, która wykazuje pewną elastyczność w zakresie rozmów zagranicznych. Jeszcze kilka lat temu oferty typu „wybrany kraj” miały także Orange i T-Mobile. Za dodatkową opłatą kilku złotych miesięcznie można było dość tanio dzwonić do krajów unijnych, a także na Białoruś i Ukrainę. Dziś po tych promocjach nie ma śladu.
Więcej w: Drogie dzwonienie do unijnych sąsiadów